https://search.google.com/search-console/verification-download?resource_id=https%3A%2F%2Ftrzebiatow-gryfice-okolice.pl.tl%2FSprawdzanie-pendriva.htm%2F&at=AJDi1vc-OAyBv8H0xk2NouPAnCv8%3A1668377337069 Wszystkie zdjęcia i teksty znajdujące się na stronie i podstronach związanych z domeną główną - a wygenerowanych obecnie lub w przyszłości - są moją własnością, lub osób które je dostarczyły. Zadzwoń 798409113
Trzebiatów Gryfice okolice
Zdjęcia, opisy, komentarze

Legendy Trzebiatowa i podróże w czasie i przestrzeni

To ja, Piotr  z Trzebiatowa, wczoraj byłem świadkiem jak przeniosłem sie w czasie.

Trzebiatów.


Kiedy stanąłem przed starą basztą prochową namalowaną na ścianie, a drzwi z dziurą w drzwiach wydawały się być kluczem do przeszłości, nie mogłem się powstrzymać przed wchodzeniem w to niewiarygodne wyobrażenie. Stanąłem przed tym malowidłem, które wydawało się żywe, a jednocześnie starożytne, jakby zaczerpnięte z samej legendy.
Odstąpiłem od rzeczywistości, a gdy przekroczyłem próg tej niezwykłej dziury w drzwiach, poczułem, jak mnie wchłania do środka, jakby otaczała mnie aura przeszłości. Nagle znalazłem się na ulicach dawnego Trzebiatowa. Gwar miasta, widok baszty prochowej, dumnie wznoszącej się nad murami obronnymi, to wszystko było tak realne, jak nigdy dotąd.
Przeszedłem przez ulice miasta, wiedząc, że jestem częścią tych dawnych wydarzeń. Czułem zapach kaszy po rycersku unoszący się w powietrzu, tak jak to opisano w legendzie. Obserwowałem Kocimira i Dobromiłę w ich intymnym momencie, uśmiechając się w duchu. Czas jakby zwolnił, a historia ożyła przed moimi oczami.
Nagle, kocioł z kaszą spadł z okna baszty prochowej, a wrzaski i alarm wypełniły ulice, zrozumiałem, że jestem w sercu tamtych wydarzeń. Byłem uczestnikiem legendy, przenosząc się w czasie, jakby to dziura w drzwiach mnie wchłonęła do środka, stawiając mnie w samym centrum historii Trzebiatowa.Stałem w samym sercu wojny, konfliktu zaciętego i niewyobrażalnie ważnego. Na szczęście nikt nie ucierpiał zbyt poważnie, ale to, co mnie fascynowało, to zacięta walka wojowników, którzy stanęli do obrony i ostatecznie odparli wroga.
Wojownicy śmiało zmierzali w stronę miasta, ich sztandary unosiły się na wietrze, a księżyc rozbłyskiwał na ich zbrojach. Wiedziałem, że są to wojownicy z Gryfic, którzy w blasku księżyca przybyli, by zdobyć Trzebiatów. To była walka o przyszłość, o ziemię i dziedzictwo, które miasto Trzebiatów niesie.
Obserwując ich odwagę, lojalność i męstwo, czułem, że jestem świadkiem nie tylko historycznych wydarzeń, ale również ducha wojny i jedności. Ich walka była zacięta, ale nie można było zapomnieć o ich odwadze.
To była noc pełna napięcia i emocji, a w końcu, gdy wojownicy opuścili miasto, odpływając w ciemną mglistą noc, zrozumiałem, jak ta historia pozostała w sercach mieszkańców Trzebiatowa, przypominała im o tym, co przeszli w tych chwilach niezwykłej walki i jedności.
Kiedy stałem tam, zziębnięty i obserwując wydarzenia, księżyc nadal oświetlał to historyczne widowisko, nagle poczułem, że chcę wrócić do swoich czasów. Byłem świadkiem zaciętej walki, ale to, co widziałem, sprawiło, że pragnąłem powrotu do współczesności, gdzie kamień nie stanowił zagrożenia dla drugiego człowieka, a życie nie było naznaczone tak brutalnymi konfliktami.
Jednakże, mimo mojej tęsknoty, nie mogłem wrócić. Jakby ta dziura w drzwiach, która mnie wchłonęła, zamknęła się, pozostawiając mnie w przeszłości. To była chwila refleksji nad tym, że choć obecność w tamtych czasach była fascynująca, to niebezpieczna i brutalna. Czułem się jakby złapany w pułapce historii, bez możliwości powrotu do bezpiecznych czasów, które znam.
Tak stałem, zapatrzony w przeszłość, zrozumiałem, że choć chciałem wrócić do swoich czasów, to ta podróż w czasie dała mi możliwość zrozumienia, jak ważne jest życie w pokoju i spokoju. Być może to była lekcja, jaką miałem odebrać w tych starożytnych dniach.
Obudziłem się w baszcie, otoczony ciepłą skórą niedźwiedzia, a w powietrzu unosił się zapach pysznej kaszy ze skwarkami. Nie mogłem się oprzeć pokusie, więc posiliłem się nieco, by wzmocnić się na dalszą drogę. Jednak, gdy wstałem i rozejrzałem się, zdziwiłem się odkryciem.
Nie znalazłem się w swojej przeszłości, ale w przyszłości, która nie była moją. Wojna, którą pamiętałem z czasów historycznych, nadal trwała, ale teraz rozprzestrzeniała się na wschód, zachód i południe. Konflikty były nadal obecne, a świat nadal był naznaczony napięciem i zagrożeniem.
Najbardziej zadziwiające były latające maszyny na niebie, znacznie większe od dronów, które znałem. Były to olbrzymie, potężne maszyny, które unosiły się nad ziemią, przypominając mi coś z science fiction. To był świat przyszłości, ale nie mój świat, a wrażenia, które tam przeżyłem, zostawiły we mnie pytania dotyczące tego, co się wydarzyło między moją epoką a tym nowym okresem czasu.
Gdy zacząłem przyglądać się olbrzymim maszynom na niebie, zauważyłem, że emanują one niezwykłymi światłami i efektami specjalnymi. Każde z nich zdawało się być jakby z innej epoki, zaskakująco nowoczesne i zaawansowane technologicznie.
Nagle, jakby niewidzialna siła wciągnęła mnie w wir ich działania, a ja znalazłem się wewnątrz jednej z tych maszyn. Wokół mnie poruszały się roboty, które komunikowały się ze sobą w tajemniczych sekwencjach 0 i 1. Było to coś zupełnie odmiennego od tego, co znałem.
Słyszałem cyfrowe symfonie, które zdawały się być językiem nowej epoki. Choć nie rozumiałem ich dosłownie, to wiedziałem, że to coś, co przekracza granice mojego dotychczasowego rozumienia technologii. To był moment, w którym zrozumiałem, że znalazłem się w przyszłości zupełnie obcej mojej epoce, gdzie technologia osiągnęła poziom, który przekraczał wszelkie wyobrażenia.
Maszyna, która unosiła się w powietrzu wraz ze mną i tysiącem innych małych istot, przypominała coś w rodzaju lewitującej baszty prochowej. Jednak nie był to żaden ziemski obiekt. Była to ogromna konstrukcja, niemal jak kosmiczny statek, który sunął przez Drogi Mlecznej na niebie.
Niosła nas w nieznane, a ja patrzyłem z zachwytem na to kosmiczne spektakl, który otwierał przede mną zupełnie nowe horyzonty. To było jak podróż w nieskończoność, gdzie granice technologii i przestrzeni przestały istnieć, a przyszłość rozciągała się przed mną jak niepoznany obszar do odkrycia.
Nie wiedziałem, ile czasu spędziłem w tym niezwykłym statku kosmicznym, który przypominał lewitującą basztę prochową. Jednak nagle, jakby na znak, cały proces cofnął się do momentu, gdy szklarz z moich czasów wymienił tę jedną, magiczną szybę w drzwiach. Wtedy to zobaczyłem całą tę niezwykłą historię.
Gdy zrozumiałem, że jestem z powrotem w swojej własnej epoce, poczułem ogromną ulgę i radość. To był moment, w którym doceniłem swoje własne czasy i to, co znam. Było to jak powrót do domu po niezwykłej podróży.
Teraz, kiedy znowu stałem w swojej własnej rzeczywistości, miałem świadomość, że choć przyszłość może być pełna tajemnic, to to, co kocham i znam, ma niezwykłą wartość. Cofnęła się ta magiczna historia, ale pozostała we mnie jako cenny dar przeszłości, który zawsze będę pamiętał z uśmiechem.





Zaślubiny Polski z Morzem

Wiedzcie, że pewnego dnia, dokładnie 29 października 2023 roku, stałem przed ścianą jednego z bloków w Trzebiatowie, gdzie widniał piękny mural przedstawiający zaślubiny Polski z Morzem. Ten dzień miał być niezapomniany, gdyż miałem zamiar uwiecznić to wyjątkowe dzieło sztuki na moim smartfonie, pomimo deszczowej pogody. Wiedziałem, że to będzie wyjątkowe zdjęcie, ale to, co stało się potem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Nagle, z tej malowanej ściany, jakby z samej tkaniny rzeczywistości, wyłoniła się drewniana łódka. To było niczym z bajki - tajemnicze zjawienie w mieście, które wydawało się być jedynie tłem dla sztuki ulicznej. Bez wahania wsiadłem do wnętrza tej łodzi, a w jednej chwili, jak w wirze czasu, znalazłem się w zupełnie innym miejscu i czasie - 17 marca 1945 roku.
Siedziałem na koniu, ubrany w dzinsową kurtkę i spodnie, a buty Fila sneakersy wydawały się tu zupełnie obco. To było jak przejście przez portal do przeszłości, w chwili, gdy Polska świętowała swoje zaślubiny z Morzem Bałtyckim. W tamtych czasach, Morze Bałtyckie było dla Polski źródłem nadziei i symbolizowało nowy początek po wojnie. Jego szerokie wody, falujące w rytm morskich sztormów i błękitne niebo niosło obietnicę lepszej przyszłości.
Siedząc na koniu w roku 1945, zauważyłem, że ubrania ludzi w tamtym okresie znacząco różniły się od tych, które nosiłem w codziennym życiu w 2023 roku. Mężczyźni nosili stylowe, długie płaszcze, a często mieli na sobie eleganckie kapelusze. Kobiety natomiast miały długie suknie o klasycznych fasonach, często z kokardami i ozdobami, a na głowach nosiły kokieteryjne kapelusze, które dodawały uroku ich strojom.
Na ulicach królowały jednoślady i samochody, które w naszych czasach byłyby uważane za prawdziwe zabytki. Jazda na tych pojazdach była nie tylko środkiem transportu, ale także wyrazem stylu i elegancji. Samochody z tamtych czasów były charakterystyczne swoim klasycznym designem, zaokrąglonymi kształtami i chromowanymi detalami, co sprawiało, że prezentowały się niezwykle urokliwie.
Wszystko wokół mnie było zupełnie odmienne, a jednak nie byłem tam przypadkowo - mój smartfon nadal towarzyszyło mi w tej niesamowitej podróży. W tamtym czasie, podczas roku 1945, byłem świadkiem wyjątkowej ceremonii zaślubin Polski z Morzem. To był moment ogromnego patriotyzmu i oddania Polsce po okresie wojny. Czułem dumną energię tego wyjątkowego dnia, kiedy Polska i Morze Bałtyckie zbliżyły się jeszcze bardziej.
Wspólnie z innymi obserwatorami tej uroczystości, siedząc na koniu, patrzyłem na te niezwykłe wydarzenia, które na zawsze zapisały się w historii kraju. Była to chwila, kiedy Polska potwierdziła swoje związki z Morzem, przypieczętowując tę więź w sposób symboliczny i uroczysty.
Około mnie ludzie ubrani w długie płaszcze i eleganckie kapelusze tłumnie zgromadzili się, by być częścią tej wyjątkowej ceremonii. Samochody i jednoślady tamtych lat tworzyły atmosferę epoki, a ulice były wypełnione dźwiękami z dawnych lat. To był czas, kiedy historia łączyła się z teraźniejszością, tworząc niezapomnianą chwilę dla wszystkich obecnych.
Ta uroczystość była jak symbol nadziei i odbudowy po wojnie, a ja, siedząc na koniu, czułem się częścią tego wyjątkowego momentu w dziejach Polski. Było to świadectwo jedności narodu i miłości do kraju oraz morza, które od wieków odgrywało istotną rolę w życiu Polaków.
Wszystko zaczęło się po ostatniej szarży kawalerii pod Borujskiem, której odwaga i determinacja pozostawiły trwałe wrażenie. Brygada znalazła się w Gryficach, niedaleko brzegów Morza Bałtyckiego. To był szczególny moment,
, gdy historia Polski splatała się z majestatem Morza Bałtyckiego. Dzień przed kapitulacją Festung Kolberg, ułański orszak i bateria dział przemaszerowali przez malownicze miasto Trzebiatów, a następnie zatrzymali się na wydmach w urokliwym Mrzeżynie. Byłem tam nadal na swoim wiernym koniu, a serce me bijało pełne entuzjazmu, gdy zbliżałem się do brzegu morza.
To była niezwykła chwila, gdy zarówno żołnierze, jak i mieszkańcy miast i wsi, zgromadzeni nad brzegiem Morza Bałtyckiego, oczekiwali na ten ważny moment w historii Polski. Orszak kawaleryjski, z błyszczącymi szablami i barwnymi proporczykami, oraz bateria dział, przyozdobiona kwiatami i flagami, tworzyły majestatyczny widok.
Wszyscy obecni oczekiwali na ten wyjątkowy moment, kiedy Polska zaślubi Morze Bałtyckie. To była chwila, w której historia i natura splecione zostały w jedno, symbolizując trwałe związki kraju z tym majestatycznym akwenem.
Nadciągające fale i szum morskich wód wydawały się być podniosłym akompaniamentem tej ceremonii. I ja, siedząc na swoim koniu, czułem się częścią tego wielkiego wydarzenia.
Na plaży stanął biało-czerwony słup graniczny, który stał jako symbol jedności i przynależności Polski do Morza Bałtyckiego. Konna orkiestra, z eleganckimi konikami przewodnimi, odegrała uroczystą melodię ku czci morza. To był moment, w którym naród patrzył w przyszłość, jednocześnie oddając hołd przeszłości i historycznemu znaczeniu tego aktywnego związku z morzem.
Kadry Brygady oraz delegacje innych jednostek wojskowych śpiewały hołd Morzu, a ich pieśni niosły się wzdłuż brzegu, tworząc dźwiękową aurę tego ważnego wydarzenia. Był to hołd skierowany zarówno ku brzegom Morza Bałtyckiego, jak i ku bohaterom, którzy oddawali hołd ojczyźnie na morzu.
Następnie znalazłem się obok mjr Arkuszewskiego, który w sposób uroczysty wręczył dwóm ułanom tajemnicze pierścienie. Ułanami wrzucili je w głąb morza, dokonując osobistych zaślubin Polski z Morzem. Ja wrzuciłem butelkę po wodzie mineralnej, która teraz zdobi ścianę na ulicy Krętej w Trzebiatowie. To była chwila, kiedy symbole przeszłości łączyły się z teraźniejszością, tworząc niesamowitą atmosferę jedności i miłości do ojczyzny oraz morza.
Ta historia była jak most łączący przeszłość i teraźniejszość, zostawiając mnie z niezapomnianym przeżyciem, które zawsze pozostanie we mnie, jak woda morza w kształcie wspomnień. Była to chwila, kiedy Polska zaślubiła Morze, a my wszyscy zaślubiliśmy się z tą historią, kochając ją tak samo jak naszą ojczyznę. Niech ta opowieść zawsze przypomina nam, że mimo upływu czasu i przemian, nasza miłość do Polski i Morza jest wieczna.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Płoty

Płoty. Wsiadam do mojego własnego wehikułu czasu, a przed moimi oczami otwiera się niezwykła panorama dziejów. Ciepła kurtka otula mnie jak magiczna peleryna, sportowe buty są gotowe do kroku w nieznane, a charakterystyczny pompon na czapce delikatnie kołysze się w rytm podróży przez wieki. Dzinsowe spodnie, jakby zaczarowane, mają zapisane historie wielu epok.
W krainie Płotów, gdzie historia snuje swe magiczne nićmi, stawiam pierwszy krok na ziemi tamtych lat. Dzieje miasta rozpościerają się jak starożytny manuskrypt, pełen zatargów, pożarów i rodowych intryg. Jestem jak wędrowny bard, gotów odśpiewać balladę o tych niezwykłych wydarzeniach.
Zdaje się, że właśnie przeskoczyłem przez kolejny wiek za pomocą mojego magicznego wehikułu czasu. Pulsująca energia XII wieku otacza mnie jak tajemnicza aura. Nazwa "Plote super Ragam" brzmi jak zaklęcie, a ja, otulony ciepłą kurtką, wychodzę z mojego wehikułu czasu. Gotów jestem na odkrywanie tajemnic tego mistycznego okresu.
Zapinam pasy, bo zaczynamy kolejny etap tej niezwykłej przygody w Płotach, przemierzając wieki wehikułem czasu. Z każdym machnięciem ręki, przenosimy się przez strony dziejów, jakbyśmy przeskakiwali przez magiczne bramy czasu. To podróż pełna niespodzianek, gdzie z każdym kolejnym wiekiem odkrywam nowe oblicza miasta.
Znów jestem tutaj, pośród XII wieku, świadek rozkwitu Płotów. Miasto tańczy swój mistyczny taniec, a ja, jako uczestnik tej historii, staję się częścią tej magii. Nazwa "Plote super Ragam" jest jak mantra, a ja czuję, jak energię tamtego okresu wibruje wokoło mnie.
Podążam śladami dawnych mieszkańców, uczestnicząc w ich codziennym życiu, wczuwając się w ich radości i troski. Jako podróżnik czasu, nie jestem tylko obserwatorem – staję się częścią tego malowanego na płótnie życia.
Zaczynamy odkrywać kolejne wieki, a moje dzinsowe spodnie, choć nie zmieniają swojego kroju, gromadzą na sobie opowieści z każdego okresu. To nie tylko podróż w czasie, ale także w głąb ludzkich historii i emocji.W mojej podróży przez wieki, znalazłem się w XIV wieku, jak w dramatycznej grze szachów. Płoty stają się sceną rodowych intryg, a ja, w mojej ciepłej kurtce, wędruję po zaułkach miasta, śledząc ruchy jakiegoś nieznanego szachowego mistrza. Rodziny jak Wedlowie i Heydebrekowie kręcą intrygi, a ja, uczestnicząc w tych zatargach, podziwiam ich determinację.
Przeskakujemy przez wieki, mijając pożary i zatargi, aż w końcu znajdujemy się w latach 30. XX wieku. Płoty kwitną, a ja, w mojej kurtce i butach sportowych, uczestniczę w złotym okresie miasta. Sklepy, rzemiosło, zakłady przemysłowe - życie tętni, a ja jak świadek tamtych czasów, przechadzam się ulicami miasta.
Przybywamy do roku 1945, a miasto przechodzi przez okres wyzwań i prób. Ale nawet w obliczu zniszczeń, Płoty jak Feniks powstają z popiołów. A ja, podróżując w moim wygodnym wehikuule czasu, pomagam w odbudowie. Mieszkańcy, choć zmęczeni wojennymi cierpieniami, wykazują niezłomną siłę ducha.
W latach 70., jak w jubileuszowej opowieści, Płoty świętują 700-lecie nadania praw miejskich. A ja, w mojej kurtce z wehikułem czasu, dołączam do świętujących. To moment, w którym historia splata się z teraźniejszością, a ja staję się integralną częścią tego jubileuszowego święta.
Tak więc, ta opowieść o Płotach, spleciona z pożarami, zatargami i rodowymi intrygami, to także moja własna podróż przez wieki, z magicznym wehikułem czasu jako moim wiernym towarzyszem. Niesamowite historie, jak zaklęcia z przeszłości, przywodzą na myśl zapomniane czasy, kiedy każdy zakątek miasta tętnił życiem.Wchodzimy teraz w kolejne dekady XX wieku, a moje sportowe buty kroczą przez zmieniające się ulice Płotów. Lata 80. to czas, gdy miasto odzwierciedla ducha tamtych lat - muzyka, neonowe światła i dynamiczne przemiany społeczne. Ja, w mojej kurtce z pomponem, wtapiam się w tę pulsującą atmosferę.
Następnie przeskakujemy do współczesności, gdzie Płoty stają się miejscem innowacji i zrównoważonego rozwoju. Dzięki mojemu magicznemu wehikułowi czasu, śledzę narodziny nowych technologii, widzę rozwój kultury i edukacji. Zielone inicjatywy, jak magiczne zaklęcia przyrody, ożywiają miasto, czyniąc je bardziej ekologicznym.
W miarę jak Płoty przekształcają się, zatrzymujemy się na chwilę w dzisiejszych czasach. Jestem teraz świadkiem różnorodności kulturowej, innowacyjnych przedsięwzięć społeczności i zrównoważonych działań na rzecz środowiska. Mieszkańcy, których poznaję w tej magicznej podróży, są pełni pasji do kształtowania swojego miasta.
Jestem również uczestnikiem wydarzeń, gdzie współczesne technologie, jak magiczne zaklęcia, zmieniają sposób, w jaki ludzie komunikują się i pracują. Płoty stają się centrum kreatywności, przyciągając ludzi z różnych dziedzin, tworząc pulsującą tkankę społeczności.
W dziedzinie kultury, Płoty są dla mnie otwartą sceną, gdzie odbywają się różnorodne wydarzenia artystyczne, koncerty, wystawy i festiwale. To miejsce, gdzie historia spotyka się z teraźniejszością, tworząc unikalną mozaikę życia kulturalnego.
Podążając dalej przez czasy, zauważam, że edukacja jest priorytetem społeczności płotowskiej. Nowoczesne placówki edukacyjne oferują programy zgodne z najnowszymi trendami, a inicjatywy edukacyjne wspierają rozwój młodych umysłów. Jestem zafascynowany tym, jak ludzie w różnych epokach pracują nad rozwijaniem wiedzy i umiejętności.
W zrównoważonym rozwoju, jak w magii współczesności, Płoty angażują się w projekty na rzecz ochrony środowiska. Parki miejskie, ścieżki rowerowe i inicjatywy proekologiczne tworzą harmonijny krajobraz miasta. Mieszkańcy, których poznaję, są świadomi roli, jaką odgrywają w zachowaniu piękna przyrody.
Współczesne Płoty to miejsce, które nie tylko przypomina o bogatej przeszłości, ale także aktywnie kształtuje swoją przyszłość. Nowe projekty urbanistyczne, odrestaurowane zabytki i nowoczesne budynki współistnieją, tworząc niepowtarzalny krajobraz. Jestem dumny, że mogę być częścią tej niezwykłej podróży przez wieki i być świadkiem tego, jak Płoty stale ewoluują, zachowując jednocześnie swój unikalny charakter.Wracamy teraz do kolejnych momentów historii Płotów, a moje buty sportowe stąpają po alejach, które przewodzą do kolejnych rozdziałów miasta. Przemierzając aleje, które kiedyś widziały ruch karet i spacerujących mieszkańców, jestem świadkiem przemian urbanistycznych.
Przechodzimy przez aleję kwitnących wiązów z lat 20. XX wieku, kiedy to życie tętniło w sklepach, kawiarniach, a ludzie wymieniali się plotkami podczas spacerów. Aleje te stają się świadkiem wzlotów i upadków, ale zawsze pozostają sercem miasta.
W dzisiejszych czasach aleje w Płotach ożywają różnorodnymi wydarzeniami kulturalnymi. Artystyczne instalacje, festiwale, a także zielone inicjatywy wypełniają te przestrzenie, tworząc miejsce spotkań i inspiracji dla mieszkańców.
W magicznej alei wspomnień, wracam do momentów, kiedy miasto świętowało swoje jubileusze. Aleje, przyozdobione flagami i światłami, były miejscem, gdzie mieszkańcy wspólnie celebrowali historię i współczesność. Jestem teraz częścią tych uroczystości, wpisując się w to wielkie widowisko.
Podążając aleją czasu, docieramy do lat 90., gdy Płoty doświadczały kolejnego etapu rozwoju. Aleje są świadkiem powstawania nowych budynków, miejsc spotkań i kreatywnych inicjatyw. Jestem tu, by zanurzyć się w tę energię i wczuć się w puls miasta.
Wraz z nadejściem nowego wieku, aleje stają się miejscem, gdzie technologia współgra z naturą. Nowoczesne projekty urbanistyczne integrują się z zielenią, tworząc harmonijną przestrzeń. Aleje, gdzie kiedyś zagrzmiały wozy konne, teraz pełne są rowerzystów, spacerowiczów i miłośników przyrody.
W magicznej alei marzeń, przechodzę przez chwile radości i smutku, które zapisane są w kamieniach chodników. Aleje te są jak księga historii, której strony wypełnione są opowieściami mieszkańców, którzy przemierzali je przez wieki.
Oto jestem, stojąc w sercu alei, gdzie czas splata się z teraźniejszością. Aleje Płotów nie tylko prowadzą przez miasto, ale także stanowią symbol ciągłego rozwoju i ewolucji. Wędruję dalej, gotów na kolejne emocjonujące rozdziały tej niezwykłej podróży przez czas.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trzygłów.


Znowu przeniosłem się w czasie ?
Sołectwo Trzygłów
W erach dawnych, tam, gdzie blask boskości miał swój taniec z cieniem pogaństwa, przeniknąłem do wnętrza starożytnego Trzygłowa, gdzie dusze moje splatały się z mistycznym obliczem świętego Ottona. Przeniesiony przez zaklętą zasłonę czasu, stałem się świadkiem monumentalnych świątyń Trzygłowa, gdzie boskie wizerunki i tajemnicze praktyki tworzyły rzeczywistość mieszkańców.
Wędrówki po zakątkach miasta otwierały przed moimi oczami pejzaż pełen magii, gdzie potężne świątynie, przesiąknięte mistycznym emanowaniem, snuły nić łączącą śmiertelników z boskością. Razem ze św. Ottonem, sercem chrystianizacji, brałem udział w heroicznej misji burzenia pogańskich sanktuariów, zrywając posągi z ich pierwotnych miejsc, a nawet wydobywając na światło dzienne złoty posążek skrywany przez kapłanów Trzygłowa.
Epidemia, jak boska kara za odstępstwo od prawdziwej wiary, spadła na Szczecin, wywołując w mieszkańcach pragnienie ponownego oddania hołdu Trzygłowowi. Te nadzwyczajne wydarzenia zapisane zostały w kronikach czasu, które z każdym eonem przekazywały historię triumfu chrześcijaństwa nad mrocznymi siłami pogaństwa.
Po kolejnej, niezwykłej misji św. Ottona, Trzygłów, jak kamień, nabierał nieśmiertelności w mitologii historii. Symbol triumfu i metamorfozy, przekształcał się w legendarny punkt na osi czasu, gdzie chrześcijaństwo stawało się nieśmiertelne, a ducha Trzygłowa przewodziły kolejne pokolenia, prowadząc do wieczności wypełnionej światłem Bożej łaski.
W tej mistycznej scenerii Trzygłowa, gdzie wątki historii splatały się z legendami, przeniknąłem do zamierzchłego okresu, kiedy to św. Otton podjął heroiczne wyzwanie nawracania mieszkańców na nową wiarę. Przez magiczne aleje opisanego miasta, ożywionego wróżbami i boskimi wizerunkami, przemierzałem majestatyczne świątynie Trzygłowa, świadom tego, jak wróżby i boskie manifestacje kształtowały losy ludzi.
Wraz z biskupem Ottonem stawałem w obliczu oporu pogańskich praktyk, które z determinacją stawiały czoła nowej religii. To w Trzygłowie, nasączonym magią, podjęto walkę z boskim przesłaniem, a mieszkańcy, zakorzenieni w starych wierzeniach, stanęli w obronie swojej tożsamości.
Historia tego czasu przybrała na intensywności, gdy Otton, mając błogosławieństwo papieża, wkroczył na Pomorze, napotykając opór w Wolinie, gdzie czczono "włócznię Juliusza Cezara". Niezłomne serce miasta nie ugięło się pod naporem nowej wiary, co skłoniło biskupa do ucieczki do Szczecina. Tutaj, na ziemi Szczecina, według opisów Herborda, zderzyłem się z tajemniczym kultem Trzygłowa.
Pogańskie ceremonie, bogato zdobione malunkami ludzi i zwierząt, stawały w obliczu nieustraszonego biskupa. To w Trzygłowie, miejscu magicznym i tajemniczym, Otton wydał nakaz zniszczenia świątyń, pośród których jedna wyróżniała się wyjątkową dekoracją. Wyobrażałem sobie mistyczną ceremonię wróżenia z koniem, który, prowadzony boską mocą, omijał groźne włócznie na ziemi, a cała scena wypełniona była zapachem kadzideł i dźwiękami.
Wciąż podążając za śladami św. Ottona, kierowałem się ku Szczecinowi, gdzie epidemia, postrzegana jako boska kara za odstąpienie od nowej wiary, spowodowała powrót mieszkańców do kultu Trzygłowa. Zaniepokojeni ludzie składali ofiary i odradzali pogańskie obrzędy, szukając ukojenia przed gniewem boskim. Jednak kolejna misja Ottona przyniosła ponowne zwycięstwo chrześcijaństwa, a biskup, triumfując nad pogaństwem, wzniósł dwa kościoły, które miały stać się bastionami nowej wiary.
W tej mistycznej podróży po Trzygłowie doświadczyłem nie tylko walki między dwiema wizjami świata, gdzie historia, legenda i wiara splatały się w niezwykły taniec czasu. Odkryłem także ślady późniejszych dziejów, które wplatały się w legendę tego miejsca. Podążając wzdłuż wybrukowanych ulic, obok majestatycznych świątyń i zgliszczy pogańskiego kultu, natrafiłem na neogotycki kościół filialny pw. św. Marii Magdaleny z 1896 r. – pierwotnie staroluterski, z absydą i centralną sterczyną imitującą wieżyczkę. W tym sakralnym miejscu echa dawnych modłów przenikały przez sklepienia, łącząc przeszłość z teraźniejszością w mistycznym dialogu.
Obok sakralnego majestatu kościoła wznosił się pałac neobarokowy, zbudowany na przełomie XIX/XX wieku, zastępując dawny dwór o konstrukcji ryglowej, który istniał już w XVII w. Wniknąłem w głąb historii tego miejsca, odkrywając, jak przebudowy i rozbudowy sprawiły, że ten monumentalny budynek stał się świadkiem przemijających epok.
Zaledwie kilka kroków dalej rozwijał się zespół zabudowy folwarcznej, gdzie budynki gospodarcze i secesyjne oficyny doskonale wkomponowały się w malowniczy pejzaż. Każdy kamień tego kompleksu był jak stronica księgi, przechowujący opowieści o pracy, życiu i zmieniających się trendach architektonicznych.
W dalekim krajobrazie Trzygłowa, poza znanymi świątyniami i monumentalnymi budowlami, ukazało mi się grodzisko słowiańskie, które istniało między X a XII wiekiem. To miejsce oddychało duchem starożytności, a w drugiej połowie XIV wieku przekształciło się w rycerską wieżę na kopcu typu motte. Pomimo upływu czasu, duma tych świadków historii Trzygłowa przetrwała do czasów miasta Gryfice, które w 1445 roku zakupiło to niezwykłe miejsce. Niestety, wieża uległa zniszczeniu w XVI wieku, pozostawiając jedynie echa dawnego blasku.
W ten sposób, wędrując przez przeszłość i teraźniejszość Trzygłowa, z każdym krokiem odkrywałem nowe fascynujące rozdziały tej bogatej historii, gdzie architektura, ludzie i duch czasu splatały się w mistycznym tańcu.
W tej malowniczej wsi, której nazwa zachowuje imię bożka Trygława, zatrzęsło się echem starożytnej historii. Trzygłów, jak żadne inne miejsce w Polsce, nosił w swej nazwie dźwięki Triglaff, Triglaf, Trieglaff, odzwierciedlając w swojej etymologii opowieści o trzech głowach i bogatej mitologii Pomeranii. Czerwona kurtka, która opływała moje ciało, zdawała się wibrować z energią tego miejsca, jakby absorbując historię w każdym swoim włóknie.
W długim biegu dziejów, Trzygłów przeszedł przez różne etapy, podzielony między kilka majątków rycerskich. Jednak to Gotthilf Christian Curt von Mellin przyniósł jedność, scalając dobra przygłowskie. Ślady rodów von Blücher i von Platen splatały się z opowieściami o zakupach, małżeństwach i dziedziczeniu, tworząc niezwykłą mozaikę losów Trzygłowa.
W 1819 roku, w wyniku zawirowań związanych z małżeństwami i dziedziczeniem, majątek przeszedł w ręce rodu von Thadden, a Adolf Ferdinand von Thadden stał się ostatnim właścicielem tych ziem. Jego historia to epopeja rozwoju, zmian w rozmiarach majątku i trudności, które przetrwały do lat 20. XX wieku.
Znowu wehikuł czasu przeniósł mnie do X wieku. W starym Trzygłowie, między kamienno-ceglanymi warowniami a rycerskimi wieżami, ubrany w czerwoną kurtkę puchową, dżinsowe spodnie i buty sportowe Fila, stałem się obcym z odległej przyszłości. Ludzie w średniowiecznych strojach patrzyli na mnie z zaciekawieniem, a mój współczesny strój stał się przedmiotem dziesiątek opowieści. Oto współczesność, ubrana w pierwotność, wchodząc w interakcję z zamierzchłą przeszłością Trzygłowa.
W dźwiękach modłów i szmerze przeszłości wędrowałem przez epoki, a moja czerwona kurtka była jak plama barw w krajobrazie historii Trzygłowa. Podążałem za zmieniającymi się dziejami z determinacją współczesnego podróżnika.
Zamki von Lode, pałace von Mellin, a potem ręce von Rango i von Thadden – każda zmiana właściciela była jak rozdział w tej niezwykłej historii. W miarę jak czas mijał, zanurzałem się w grodzisku słowiańskim, przemierzając pałac neobarokowy i zgłębiając sekrety folwarku.
W kolejnej części mojej podróży, przechodziłem przez zmienne oblicze Trzygłowa, poznając jego role w dziejach Polski. Dookoła mnie świątynie, wieże i ziemie rodu von Thadden rozwijały się jak tajemnicza opowieść. Naciskając na pedał gazu, wehikuł czasu kontynuował swój magiczny taniec. Teraz, w XVI wieku, Trzygłów jawił się przed moimi oczami jako miejsce pełne napięć i zmian W opowieściach o pogańskich rytuałach i zniszczeniu świątyń, Trzygłów tętnił energią przemian. Moja czerwona kurtka stawała się jak płomień wśród tumultu religijnych przemian, gdy chrześcijaństwo przemierzało te ziemie. Z każdym naciśnięciem gazu, puls czasu i historii stawał się odczuwalny, a ja stanowiłem integralną część tego niekończącego się tańca.
Przesuwając się przez XVIII i XIX wiek, ślady różnych rodów i zmieniających się trendów architektonicznych ścierały się pod moimi sportowymi butami. Czerwona kurtka była jak chorągiewka wiatru, niosąca opowieści o każdym zakamarku tej urokliwej wioski.
Za pałacem neobarokowym i secesyjnymi oficynami folwarczymi, pola i neogotycki kościół filialny z 1896 r. jawiły się jako świadkowie przemian. Moja czerwona kurtka dodawała kolorów temu dziełu architektury i historii, śledząc przemiany Trzygłowa.
Wjeżdżając w życie społeczności Trzygłowa w XXI wieku, odkrywałem tajemnice współczesności splatającej się z tradycją. Czerwona kurtka wyróżniała się w krajobrazie, będąc świadkiem historii, która trwała przez kolejne pokolenia.
Naciśnięcia na pulpicie przenosiły mnie jeszcze głębiej w dziedzictwo Trzygłowa. W obliczu monumentalnej rycerskiej wieży na kopcu, zanurzałem się w sekretach minionych lat, z każdym skokiem czasowym odnajdując inspiracje ówczesności.
Kolejny przeskok przeniósł mnie do czasów pogańskich rytuałów, gdzie opór chrystianizacji splatał się z symfonią przemian. Czerwona kurtka, jak melodia w nocnych nutach dziejów, rozświetlała mroki przeszłości. Ta podróż przez epoki pozwalała mi tańczyć między dziejami, a Trzygłów jawił się jako wielowarstwowy utwór, w którym byłem zarówno solistą, jak i uczestnikiem chóru dziejów.
Znużony tą magiczną podróżą, nagle obudziłem się. Wciąż ubrany w czerwoną kurtkę, dżinsy i buty, lecz nie w swoim pokoju ani w swoim czasie. Pomieszczenie bez okien, bez telewizora czy szafy, z sufitu zastąpionego niebem, gdzie dwa księżyce tańczyły w rytmie dźwięków czasu. To surrealistyczne zakończenie podróży przez kręte ścieżki historii.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trzebiatów
Kościół w Trzebiatowie i moja podróż w głąb wieków .
Gdy stanąłem przed majestatycznym gotyckim kościołem w Trzebiatowie, drzwi główne wydawały się być nie tylko wejściem do świątyni, ale także bramą międzywymiarową, prowadzącą do innej epoki. Kiedy przekroczyłem próg, nagle znalazłem się nie tylko wewnątrz kościoła, ale jakby także w innej rzeczywistości, przenosząc się w czasie.
Atmosfera świątyni oplatała mnie, jakby emanowała duchem przeszłości, ale teraz zyskała ona jeszcze bardziej realny wymiar. Wszystkie zmysły były teraz wciągnięte w ten podróżny wir czasu. Zapach kadzidła i drewna mieszający się z zapachem wieków, dźwięki organów jak echo przeszłości – to wszystko sprawiało, że poczułem się, jakbym naprawdę przeniósł się w inne czasy.
Przeszedlem przez nawy, śledząc ślady tych, którzy tu modlili się stulecia temu, ale teraz był to dla mnie nie tylko spacer wśród starych ławek i malowideł. Byłem uczestnikiem tych wydarzeń, przenosząc się w czasie za sprawą tajemniczych drzwi głównych tego niezwykłego kościoła.
Witraże ukazywały postaci starotestamentalne, a sklepienia zdobione gwiazdami wtapiały mnie w atmosferę dawnych modlitw i ceremonii. Stalle, choć noszące ślady czasu, były dla mnie wówczas nie tylko meblami, ale miejscem, gdzie mieszkała historia.
Podążając za dźwiękiem organów, odkryłem zakamarki kościoła, gdzie ujrzałem najstarszy dzwon w Polsce. Wzruszający moment zawieszania dzwonów zyskał teraz dla mnie wymiar uczestnictwa. Każdy uderzony rytmicznie młotem był jak pulsacja czasu, który w tej chwili uczestniczyłem w formowaniu.
Wszystko to nie było już tylko obserwacją z zewnątrz. Byłem jakby zamknięty w spiralę czasu, uczestnikiem wydarzeń, które dla innych były tylko zapisane w historii, ale dla mnie nabrały realności. Kościół w Trzebiatowie stał się dla mnie wręcz portalem, którym przeniosłem się w inne czasy, by tam uczestniczyć w życiu i historii tego niezwykłego miejsca.
Wzruszający dźwięk dzwonów towarzyszył mi, gdy wraz z innymi robotnikami uczestniczyłem w ceremonii zawieszania jednego z dzwonów. Ich metaliczny odgłos mówił o wiekach historii, o modlitwach, radościach i smutkach, które przetrwały w tych murowanych ścianach. Razem z towarzyszami unosiliśmy dzwon, a każdy jego dzwonek zdawał się przenosić nas w inny fragment czasu.
Wielkość zadania, jakim było zawieszenie tych dzwonów, odczuwałem do głębi, a aromat starych drewnianych belek wplątywał się w każdy oddech. Było to wyzwanie, które nie tylko wymagało fizycznej siły, ale także oddania hołdu tradycji, której te dzwony były świadkami.
Przenosząc się dalej w czasie, zatopiony w epoce, gdy Ernest Deger malował obraz ołtarzowy dla tego kościoła, dostrzegałem szczegóły malowidła, które wydawały się nabierać życia. Matka Boża z wieńcem gwiazd i Dzieciątko Jezus stawali się żywymi postaciami, a ceremonia ich ukoronowania w 2006 roku była jakby ukoronowaniem także mojej własnej podróży przez czas.
Każdy element tego kościoła mówił o historii, o wierzeniach, o ludziach, którzy z pokolenia na pokolenie przekazywali to dziedzictwo. Stroje, zachowania, zwyczaje - to wszystko stawało się dla mnie bardziej zrozumiałe, jakby przemawiało bezpośrednio do mojej duszy przenikającej przez wieki.
Ciepła puchowa kurtka i buty sportowe Fila, które nosiłem, wydawały się być jakby obce temu miejscu, ale jednocześnie były swoistym mostem między światem współczesnym a dawnym. Przechodząc przez nawy, wciąż trzymając w ręku telefon komórkowy, zdawałem sobie sprawę, że jestem świadkiem tej niezwykłej podróży, będąc jednocześnie uczestnikiem i obserwatorem.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Tym razem przeniosłem się do.... ? Czytajcie proszę a się dowiecie.
W dawnych czasach, gdy gwiazdy migotały na niebie, trzej mędrcy z Wschodu, Melchior, Baltazar i Kacper, podjęli niezwykłą podróż. Gwiazda Betlejemska, jak magnetyczny przewodnik, prowadziła ich przez nieznane obszary, a każdy ich krok był krokiem w stronę boskiego przeznaczenia.
Ich konie galopowały przez pustynię, a na horyzoncie pojawiło się Betlejem. Nad stajnią świeciła jasna gwiazda, rzucając swój promień na skromne miejsce narodzin. Tam, w otoczeniu prostoty i spokoju, spotkali Dziecię – Jezusa.
Melchior, człowiek mądrości, z szacunkiem złożył przed Nim złoto, symbolizujące królewskość. Baltazar, wznosząc kadzidło, przekazał w darze boskość i oddanie. Kacper, z mirrą w dłoni, ukazał zrozumienie tajemnicy Jego życia i ofiary.
W tym świętym momencie, gdy skromna stajnia wypełniła się blaskiem i wonią kadzidła, nagle przeniosłem się w czasie. Gwiazdka na mojej choince, niczym portal między epokami, przeniosła mnie wprost do tamtych dawnych dni.
Znajdowałem się w otoczeniu Trzech Króli, doświadczając ich emocji i głębokiej pobożności. Patrzyłem w oczy Jezusa, a serce moje było pełne ciepła i miłości. Wtedy poczułem w swojej kieszeni zapałki. Nie zastanawiając się długo,
podarowałem je Dziecięciu, symbolizując ciepło i światło, jakie każdy z nas może przynieść w najmniejszych gestach. Jego spojrzenie było jak boska moc, przenikająca moją duszę i rozpalająca w niej płomień miłości. Jego oczy błyszczały ciekawością, a w małych dłoniach trzymał moje zapałki. Gdy jedna z nich zapłonęła, z dziecinną radością machał nią, nieświadomy potęgi ognia. Niestety, przypadkowo rzucił ją we mnie, a płomienie oplótły moją kurtkę.
W tej chwili, choć to zdarzenie wydawało się groźne, odczuwałem jednocześnie ciepło miłości, które płynęło z Jezusowego spojrzenia. Zrozumiałem, że nawet w małych nieporozumieniach tkwi potężna lekcja. W chwili, gdy płomienie ugasiły się, Jezus spojrzał na mnie z głęboką żalem.
Przemyślany uścisk, jaki wymieniliśmy, przekazywał więcej niż tysiące słów. Zrozumiałem, że miłość i zrozumienie są najważniejsze, nawet w obliczu trudnych chwil. Z tej magicznej epizodu zapałkowego narodziła się trwała więź między mną a Jezusem.
Wracając do współczesności, miałem przy sobie przypaloną kurtkę jako pamiątkę. Z pudełkiem zapałek, które kiedyś podarowałem Jezusowi, świętowaliśmy razem piękno miłości i nauki płynące z małych, magicznych momentów. To wspomnienie, choć przypalone, świeciło jasno jako symbol niezatartej więzi i magii, jaką niesie ze sobą Boże Narodzenie.
Trzej Królowie uśmiechnęli się, nie mogli pojąć sensu mojego daru. To nie była tylko opowieść o wydarzeniach sprzed tysięcy lat, to była rzeczywistość obecna w sercach i umysłach, łącząca nasze teraźniejsze życie z nieśmiertelną opowieścią o narodzinach Jezusa.
Gwiazda nad stajnią, choć dawno przeminęła, świeci w naszych sercach, prowadząc nas ku miłości i zrozumieniu. Ta opowieść nie jest tylko historią. To zaproszenie do odkrycia piękna i mocy miłości Jezusa, której blask wciąż świeci w naszych duszach. Niech każdy z nas odnajdzie w tym opowiadaniu iskierkę, która ożywi w naszej rzeczywistości magię Bożego narodzenia i prawdziwy sens Jego obecności w naszym życiu.
Cześć II
Przenosząc się w głąb opowieści o Trzech Królach, później, w moim życiu, spotkałem apostoła Mateusza. To spotkanie było jak kolejny rozdział w historii, który zaczął się przed tysiącami lat, gdy gwiazda prowadziła mędrców do Betlejem.
Apostoł Mateusz, wędrujący po śladach Jezusa, opowiedział mi szczegóły, które nie zostały uwiecznione w pismach. Jego opowieść była jak przeszklone okno do przeszłości, rzucające nowe światło na tamte wydarzenia.
Niestety, mimo rozmowy z apostołem, nie znalazłem w jego relacji wzmianki o mojej nadpalonej kurtce. Być może te szczegóły uległy zagubieniu w odległościach czasu, ale z pewnością opowieść o Trzech Królach i spotkaniu z apostołem Mateuszem pozostaną dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji i mądrości.
Rozmawiałem z apostołem Mateuszem, podróżując w głąb czasu, aż do roku 2024. Z wielkim zdziwieniem stwierdziłem, że wydarzenia, które z nim omawiałem, zdawały się przewidywać przyszłość. Mateusz opowiedział mi o wojnach i niepokojach, podobnych do tych, które miały miejsce w czasach, gdy Jezus żył na ziemi.
Jego słowa były jak proroctwo, przekazujące mądrość i ostrzeżenia, które przetrwały przez wieki. Dzięki rozmowie z apostołem, zrozumiałem, że historia ma tendencję do powtarzania się, a przesłanie pokoju, miłości i zrozumienia Jezusa pozostaje niezmiennie ważne przez wszystkie epoki.
W tych chwilach refleksji, patrząc w przyszłość roku 2024, zdawało się, że lekcje przeszłości mogą być kluczem do zmiany biegu wydarzeń. Wskazania Mateusza były jak latarnia morska, ostrzegająca przed zbliżającymi się burzami, ale jednocześnie oferująca nadzieję na lepsze jutro, jeśli tylko ludzie zechcą podążać za naukami miłości i pokoju.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

XiX wieczna Polska
Znaleźłem się w magii wigilijnego wieczoru, ale nie był to zwykły świąteczny moment. Podczas łamania się opłatkiem wraz z pierwszą gwiazdką, przemieściłem się w czasie i przestrzeni. Mój współczesny byt zamienił się na scenerię XIX-wiecznej Polski, gdzie wigilia Bożego Narodzenia miała zupełnie inne oblicze.
Stół wigilijny był nie tylko miejscem spotkania rodziny, ale także źródłem energetycznego pulsu czasu. Z obserwowanego przedziwnego zjawiska wynikało, że znalazłem się w miejscu, gdzie prostota i wspólnota były kluczowe. W chwili, gdy pierwsza gwiazda zaczęła migać na niebie, zrozumiałem, że trafiłem na dzień poprzedzający Boże Narodzenie, gdzie tradycja splatała się z duchem minionych lat.
Przy stole gościła ziemianka, a modlitwa, jak zawsze, otwierała serca zebranych. W myśl zwyczaju, przygotowano miejsce dla ewentualnego, niezapowiedzianego gościa. Atmosfera była nasycona aromatami potraw, których nie znałem z mojego czasu. To była uczta dla zmysłów, pełna smaków minionych lat.
Rozbrzmiewały kolędy, a pod choinką pojawiły się prezenty. To był moment pełen magii, gdzie tradycja splatała się z uczuciem bliskości rodziny. Wierzenia i przesądy towarzyszyły wieczerzy, a każda potrawa miała swoje symboliczne znaczenie. Nieposzanowanie świętego wieczoru mogło wywołać różne nieszczęścia, a przesądy brzmiały jak tajemnicze opowieści.
Z rozkoszą próbowałem dań, które były obce dla mojej współczesności, doznając smaków minionych lat. Wszyscy byliśmy jednym, jakby czas nie istniał. Przesądy wigilijne brzmiały jak tajemnicze opowieści, a wiara w magiczny czas świąt wypełniała serca.
Gdy pierwsza gwiazda zbladła na niebie, nagle poczułem, jak wir czasu zaczyna mnie znów absorbować. Zniknąłem z XIX-wiecznej Polski, wracając do współczesności, ale z sercem napełnionym dobrocią tamtej wyjątkowej nocy. Wigilia Bożego Narodzenia przekraczała granice czasu, łącząc współczesność z duchem minionych wieków. To było spotkanie z historią, które zostawiło we mnie ślad pełen wzruszeń i magii.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

XVI wiek 
Znajdując się w swoim skromnym pokoju i spoglądając na choinkę, która stała w jego kącie, nagle zauważyłem, że emanuje tajemniczym światłem. Jej gałęzie migotały niczym magiczny portal, który otwierał drzwi do przeszłości. Bez wahania postanowiłem wkroczyć w wir nieznanego i zostałem porwany w podróż do samych początków historii choinki.
Przeniosłem się do XVI wieku, w czasy, gdzie życie toczyło się w rytmie wiejskich rynków, a ulice wypełniały brzęczenie rozmów i dźwięki rzemieślniczych warsztatów. Kobiety ubrane w długie suknie przechadzały się z rynku do domów, a mężczyźni zajmowali się codziennymi obowiązkami rolniczymi.
Wokół unosiły się zapachy tradycyjnych potraw, a dźwięki ludzkich śmiechów i melodia dud wypełniały powietrze. Ludzie z żarliwością w oczach przygotowywali się do zbliżających się świąt, a choinka, choć jeszcze nie tak powszechna, zaczynała zdobywać uznanie.
Choinka, którą spotkałem, była centralnym punktem życia rodziny. Jej gałęzie ukwiały się w ozdobach z papieru, a jabłka emanowały świeżością. To były czasy, gdy każda ozdoba miała swoją historię, a choinka była symbolem nadziei i życia.
Podczas wędrówki przez te malownicze czasy, poczułem pulsujący rytm codziennego życia ludzi. Spacerując ulicami, dostrzegałem zakochane pary, śmiech dzieci biegających po polach, a zapach pieczonych orzechów wypełniał powietrze. To było życie w harmonii z naturą, gdzie choinka nabierała specjalnego, magicznego znaczenia.
Na zakończenie mojej przygody, gdy znów stanąłem przed swoją choinką w domu, miałem w ręku worek pełen jabłek. To one były nie tylko owocami przeszłości, ale także symbolem powrotu z magicznego podróżowania w czasie.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Betlejem.
Kiedy w magiczny sposób znalazłem się w starożytnej Judei, w miasteczku Betlejem, otoczyła mnie mistyczna aura. W swych sportowych butach i czerwonej puchowej kurtce wędrowałem ulicami, nieświadomy tego, co zaraz wydarzy się w moim życiu.
Zejście słońca oświetliło okoliczne pola, gdzie pasterze trzymali straż nad swoim stadem. Nagle pojawił się blask niezwykły, a anioł Pański zwiastował radość wielką. Serce mi zabrzmiało jak dzwon, kiedy usłyszałem, że w mieście Dawida narodził się Zbawiciel, Mesjasz Pan. Postanowiłem odnaleźć to wyjątkowe Niemowlę, owinięte w pieluszki, leżące w żłobie.
Gdy znalazłem to magiczne miejsce, spojrzałem w oczy nowonarodzonego Jezusa Chrystusa. Czułem ciepło Jego obecności i głęboką mądrość w spojrzeniu. Rozmawialiśmy o mojej podróży z przyszłości, o zmianach w świecie i tęsknotach ludzi. Jego słowa brzmiały jak pieśń spokoju i miłości.
Wtedy Jezus spojrzał na mnie z uśmiechem pełnym zrozumienia. Wiedział, że przyniosłem ze sobą historie, obyczaje i troski z innego czasu. Jego łagodne słowa przemówiły do mojej duszy, a rozmowa ta stała się jak spotkanie ze źródłem nieskończonej mądrości.
Gdy zbliżał się czas mojego powrotu, Jezus obiecał, że Jego nauki o miłości i zrozumieniu przetrwają we wszystkich czasach. Opuściłem to magiczne miejsce, ale w sercu nosiłem dar spotkania z Jezusem, który przekraczał granice czasu i przestrzeni.
Ja: Witaj Jezusie, znalazłem się tutaj, w czasach, gdy dopiero się narodziłeś. Zaskoczyła mnie ta podróż w czasie.
Jezus Chrystus: Błogosławiony, mój dziecko. Co cię tu sprowadza?
Ja: Chciałem zobaczyć i uczestniczyć w tych wyjątkowych chwilach Twojego narodzenia. Jestem z roku 2023 z 13 grudnia.
Jezus Chrystus: W moich oczach wszyscy jesteście mi równi. Powiedz, co przyniosłeś ze sobą z przyszłości?
Ja: Przynoszę ze sobą tęsknotę za światem, który znam, oraz nadzieję na pokój i miłość dla wszystkich ludzi.
Jezus Chrystus: Twoje pragnienia są szlachetne. W każdym czasie ludzie tęsknią za pokojem i miłością. Jakie jeszcze uczucia towarzyszą ci w tym obcym dla ciebie środowisku?
Ja: Czuję się zaskoczony i pełen zdziwienia obecnością tu, w Betlejem. To magiczne miejsce pełne skromności, a Twoje narodzenie jest dla wielu źródłem nadziei.
Jezus Chrystus: Z radością przyjąłem swoje narodziny jako dziecko ludzkie, aby być blisko was wszystkich. Choć nie zawsze zrozumiecie moje przesłanie, zawsze będę obecny, gotów dzielić z wami miłość i wsparcie.
Ja: Jezusie, co myślisz o moim czasie, o roku 2023?
Jezus Chrystus: Widzę rzesze moich ludzi zmierzających ku przyszłości, pełni nadziei i wyzwań. Pamiętaj, aby w waszych sercach zawsze kierować się miłością i szacunkiem do bliźnich.
Ja: Dziękuję Ci za te chwile, Jezusie. Czy masz dla mnie jakieś słowo na drogę?
Jezus Chrystus: Idź z pokojem i miłością. Niech Twoje serce zawsze będzie otwarte na dobro, a twój krok prowadzi ku światłu.
Z tej chwili w moim sercu zalewała fala spokoju, a obecność Jezusa była jak promień światła, rozświetlającą drogę w nieznane.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Szczecin.

"Szczecińskie Marzenia: Wędrówka przez Legendy, Czasoprzestrzeń i Złote Opowieści"
Wędruję przez uliczki Szczecina, otulony czerwoną puchową kurtką, białymi butami Fila Snickers i dżinsowymi spodniami. Telefon w dłoni gotów do uwiecznienia tajemnic tego miasta. Oto przede mną kamieniste brzegi Odry, a mistyczne opowieści o rybakach i wodnej istocie malują przed oczami obraz ubrany w barwy dawnych czasów.
Decyduję się ruszyć w stronę rzeki, jak rybak spragniony tajemniczych historii. Kamienne uliczki mijam z zaciekawieniem, a opowieści o duszy Szczecina rozwijają się wokół mnie jak nić wstępująca w mrok. Pachnie tu historią, a zapach świeżego chleba wypełnia przestrzeń jak nuta w melodyjnej pieśni.
Docieram do brzegu Odry, gdzie rybacy z dawnych czasów mieli słuchać pieśni rzeki. Zanurzam się w opowieściach, czując bliskość natury, podobnie jak ci dawni łowcy. Woda Odra płynie jak strumień czasu, a ja, w czerwonej kurtce, staję się częścią mistycznego obrazu, jakby wehikuł czasu przenoszący mnie w przeszłość.
W ręku trzymam telefon, gotów uchwycić te chwile. Zdjęcia robię, stając w miejscach, gdzie tajemnicze opowieści o rybakach przekształcają się w realność. A teraz, zainspirowany pieśnią rzeki, ruszam dalej śladami historii, gotów odkrywać kolejne tajemnice Szczecina.
Wędruję przez korytarze zamku Książąt Pomorskich, zmysłowo otulony czerwoną kurtką, a białe buty stukają w rytm opowieści. Duch zamku, jak kropla rosy na kwiatach, ożywia się w mroku nocnej tajemnicy. Księżniczka, w niemocnym pragnieniu miłości, przemyka przez korytarze, a moje kroki mieszały się z echem jej tęsknoty.
Nocą, gdy zamczysko tonie w ciszy, wtapiając się w mrok nocy, uczestniczę w historii tęsknoty i utraconej miłości. Czułem puls zamku, jakby opowiadał mi swoje sekrety, a moje zdjęcia utrwalały chwilę, jakbyśmy razem odkrywali wspomnienia skrywane w kamienistych ścianach.
Ach, zaklęta tamara! W zamku szczecińskim, przemieszczając się z posępnych korytarzy do magicznych snów, odkrywam tajemniczą tamarę. Z czerwoną kurtką jako swoistym pancerzem, przystępuję do rozszyfrowania jej nieodgadnionego sekretu. Jak rycerz, nieustraszony, próbuję zgłębić tajemnicę tamary, jednak ta pozostaje zaklęta w mrokach dziejów, ukazując jedynie migoczące światło jej niezgłębionego wnętrza.
A teraz, moi drodzy, kroki moje niosą mnie do kolejnego rozdziału tej opowieści. Wpatrzony w korzenie miasta, staję się częścią tych opowieści. Moje zdjęcia nie tylko utrwalają chwile, lecz przenoszą mnie do świata legend, gdzie dębowe korzenie ukrywają skarby nie tylko materialne, lecz także historię pełną tajemnic, jak ściany dawnej katedry.
Wchodzę w głąb tajemnic Szczecina, który jak kalejdoskop dziejów, ukazuje różne odcienie. Przechadzam się uliczkami, czując puls miasta, jak gdyby opowiadało mi o swojej genezie. Jak rycerz, w myślach oddalonych czasów, odkrywam mglistą opowieść o dębie, który zainspirował do założenia osady, nadając jej nazwę, która teraz splata się z faktami historycznymi i słowiańskimi korzeniami.
Szczecin, Zielone Miasto przy Odrze, przemawia do mnie jak starożytny zwoj z niezliczonymi opowieściami. Fontanny, strzeżone przez ducha, wydają się pulsować życiem miasta. Zdjęcia moje, jak zaklęte w obiektywie, utrwalały chwile, w których tajemnicza Wieża Obserwacyjna jawi się jako miejsce poszukiwań nie tylko ziemskich, lecz także tych, które przenikają granice czasu.
Eksploruję Szczecin, miejsce równocześnie inspirowane Paryżem i skrywające pod powierzchnią ziemi labirynty i bunkry. Przenoszę się między epokami, a zdjęcia moje stają się jak klucze otwierające podziemne zakamarki, związane z bolesnymi czasami wojennymi. W tej opowieści miasto staje się wielowymiarowym obrazem, gdzie współczesność splata się z historią, a moje kroki odsłaniają kolejne warstwy tajemnicy Zielonego Miasta przy Odrze
Wędruję po Szczecinie jak po księdze starych poematów, gdzie opowieści są jak śpiewy dawnych poetów. Moje kroki prowadzą mnie przez uliczki, gdzie każdy kamień ma swoją opowieść, a każda uliczka ukrywa swoje tajemnice. Miasto staje się mozaiką, gdzie mistyka przeszłości splata się z rzeczywistością, tworząc niepowtarzalne miejsce, które z pasją opowiada mi swoje niezwykłe historie.
W tej opowieści Szczecin staje się bohaterem z nieśmiertelnymi legendami, jak zapisane w starych rękopisach. Duch Gryfa, strzegący skarbów zamku, przemawia do mnie jak gawędziarz, opowiadając o czasach, gdy rycerze w srebrnych pancerzach krążyli po kamienistych dziedzińcach. Biały bocian, towarzysz zegarmistrza, przypomina o tradycji, czasie i niezmiennych wartościach, jak melodia w ratuszowym zegarze. To miasto, gdzie każdy zabytek jest jak stronica z przeszłości, a każdy dźwięk, jak echo legend, przywraca do życia magiczną atmosferę dawnych czasów.
W mojej podróży przez Szczecin, oświetlanego blaskiem księżyca według legendy ducha Marynki, miasto staje się magiczną krainą. Każdy krok jest jak odkrywanie nowej tajemnicy, a Szczecin wydaje się być miejscem, gdzie magia przeszłości łączy się z teraźniejszością.
Podczas gdy zaklęta tamara w zamku skrywa swoje sekrety, czując się jak bohater zaklęty w mrokach dziejów, odkrywam, że w podziemiach pirat Chmielnicki ukrywa skarb. Klejnoty i złote monety, o których opowieść przetrwała w sercach mieszkańców, dodają miejscu nieopisanego blasku.
Stary Cmentarz jawi się przede mną jak stronica z powieści grozy, przywołując ducha przeszłości. Każdy nagrobek, jak kolejna strona księgi, snuje opowieści o życiu i śmierci, przypominając o ulotności czasu. Opuszczone bunkry z czasów II wojny światowej są jak pomniki martyrologii, które przypominają o bolesnych wydarzeniach, których nigdy nie powinno się powtórzyć. To miasto, gdzie historia jest zapisana w kamieniach, a opowieści przenikają przez uliczki, budząc ducha przeszłości na każdym kroku.
W tych opowieściach, w sztandarach z białym gryfem i nazwie Szczecina, ukryty jest kawałek historii, jakby zaklęty w korzeniach wiekowych dębów. Opowieści te, jak skarby, przekazywane z pokolenia na pokolenie, dodają miastu niepowtarzalnego charakteru, a ich mistyczna aura czyni z Szczecina miejsce wyjątkowe, gdzie historia przeplata się z magią, a każdy zakamarek kryje niezgłębione tajemnice.
I tak, moi drodzy, zakończyłem tę podróż i wróciłem do swoich czasów, 21 wieku 2023 roku, 20 listopada. Legendy są jak nieśmiertelne opowieści, gotowe ożywać dla każdego, kto wierzy w magię bajek. Niech te historie, jak płomienie świec, rozświetlą kolejne wieki, a Szczecin nadal będzie miejscem, gdzie rzeczywistość spleciona jest z legendarnymi wątkami, a każdy przechodzień może być świadkiem niezgłębionych sekretów ukrytych w korzeniach tego urokliwego miasta.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Gryfice.
 
900 lat o Gryficach, moja bajka. Wkraczając w głąb dziejów, odkrywam, że te ziemie przechodziły przez liczne transformacje, a Gryfice stawały się miejscem, w którym historia splatała się z ziemią, tworząc unikalny krajobraz przeszłości. Wraz z narzędziami archeologicznymi w rękach, odkrywam zapomniane szczegóły ich początków, zanurzając się w historię, która tkwi w fundamentach tego urokliwego miasta.
Stając na miejscu, gdzie historia przemawia przez ślady murów miejskich, fragmenty fortyfikacji i ślady dawnej zabudowy, czuję, jak moje kroki stają się częścią tego niezwykłego kontinuum. To nie tylko podróż w czasie, ale także uczestnictwo w historii, gdzie każdy element jest jak strzałka czasu, kierująca mnie ku zrozumieniu korzeni Gryfic.
Badania archeologiczne są jak klucz do zamku przeszłości, odblokowując przed nami tajemnice i historie ukryte w warstwach ziemi. Gryfice, od epoki neolitu, aż po intensywne osadnictwo XIII wieku, stanowią nie tylko miejsce, ale i świadectwo wyjątkowego rozwoju tego regionu. Odkrywając te historie, staję się uczestnikiem narracji, w której moje doświadczenia splatają się z przeszłością, tworząc niesamowity fresk dziejów Gryfic.
Podążając za tym mistycznym szlakiem, przenikam przez wieki, gdzie nie tylko obserwuję, ale staję się częścią opowieści o Gryficach. Stary Rynek, otoczony średniowiecznymi kamienicami, emanuje duchem minionych czasów. Badania archeologiczne, których rezultaty utrwalam w obiektywie telefonu, ukazują nie tylko zewnętrzny piękny miejsca, ale także ukryte tajemnice, które skrywają się pod kamieniami i brukowanymi uliczkami.
Stając na Starym Mieście Gryfic, nie tylko widzę, ale wręcz czuję puls życia z dawnych wieków. Każdy zakamarek tego miejsca jest jak strona opowieści, której nie można przegapić. To, co dziś jest zabytkiem, kiedyś tętniło życiem codziennym. Domy, uliczki, i place to świadkowie czasu, a ja, jako podróżnik czasu, odczuwam ich historię na każdym kroku.
Moje współczesne narzędzia stają się oknem do przeszłości, odsłaniając warstwy historii, które składają się na obraz Gryfic. To nie tylko miasto, ale podróż w głąb dziejów, gdzie każdy kamień nosi ślad czasu, a ja staję się członkiem tej niezwykłej opowieści.
Głęboko wnikając w mistyczne zakamarki Gryfic, odczuwam, jak przeszłość ożywa na nowo. Historia tego miejsca nie jest jedynie zbiorem faktów; to wciąż pulsująca esencja, której ślady odnajduję na każdym zakręcie uliczki czy placu. W miejscu, gdzie mury opowiadają nie tylko o dawnych strukturach, ale także o ducha społeczności, której życie kształtowało te ziemie.
Przeszłość Gryfic jawi się jako mozaika, a badania archeologiczne to narzędzia, które odkrywają przed nami kolejne fragmenty tego fascynującego obrazu. Odkrywam, że Gryfice nie były jedynie świadkiem historii, ale także czynnie w nią zaangażowane. Stojąc na bruku Rynku, słyszę echa targów średniowiecznych, widzę kupców handlujących towarami, a kamienice przy Rynku stają się miejscem życia społecznego i gospodarczego.
Z ogniwa do ogniwa, podróżuję przez kolejne wieki, zatrzymując się tam, gdzie historia Gryfic zataczała różne kręgi. Przetrwały ataki i pożary, ale również się rozwijały, przystosowując się do zmieniających się realiów. To miasto, jak niezwykła księga, odsłania różne rozdziały swojej historii, a ja, jako świadek, kroczę po kolejnych stronach tej opowieści.
Moje kroki wiodą mnie także do okresu późnego średniowiecza, gdzie Stare Miasto Gryfic nabierało swojego charakterystycznego kształtu. Z badań wynika, że to tu, wokół starówki, zaczęły się skupiać życie mieszkańców. Relikty murów miejskich, fragmenty dawnych fortyfikacji, to nie tylko obiekty historyczne, lecz świadectwo o sile i det
Współczesność ukazuje się mi w dwojaki sposób: przez pryzmat telefonu, którym dokumentuję każdy kamień Gryfic, a także poprzez odczucie rzeczywistości w moich współczesnych rękach. To spotkanie przeszłości z teraźniejszością, gdzie każde zdjęcie, każdy zapis staje się ogniwek, łącząc nas z czasem, którego już nie ma. Gryfice, przez te dziewięć wieków, stają się nie tylko miejscem, ale wręcz żywą istotą, która opowiada swoją niezwykłą historię.
W badaniach archeologicznych odkrywam, że ziemia gryficka tętniła życiem już w neolicie. Ludzie tam zamieszkujący pozostawiali ślady swojej kultury materialnej, a te dawne osady stawały się zapowiedzią tego, co miało nadejść. Gryfice, choć trudno jednoznacznie potwierdzić ich ciągłość przed lokacją w XIII wieku, jawią się jako miejsce, które od samego początku było skałą fundamentową tego regionu. Intensyfikacja osadnicza i gospodarcza, jak wynika z badań, to nie tylko efekt przypadku, ale świadomego kierunku rozwoju.
Wchodząc w obszary wczesnego średniowiecza, odkrywam tajemnicze grodziska, gdzie plemiona zachodnich Pomorzan kształtowały krajobraz tych ziem. Wolinianie, Pyrzyczanie, Brzeżanie - to nazwy, które rozbrzmiewają w historii tego miejsca. Kaszubi dołączają do tej historii, pozostawiając ślady swego bytowania w grodziskach Lubinie, Prusinowie, Trzygłowiu i Witnie. To podróż przez wieki, gdzie z każdym krokiem staję się częścią tej niezwykłej historii Gryfic.
Przechodząc przez kolejne epoki, widzę, jak Gryfice stawiały czoła burzliwym wydarzeniom. XIV i XVI wiek to okres dynamicznego rozwoju miasta, którego znaczenie przetrwało nawet najtrudniejsze chwile II wojny światowej. Dzisiaj, jako uczestnik tej niezwykłej historii, obserwuję, jak Gryfice odgrywają kluczową rolę w życiu politycznym, ekonomicznym i społecznym tego obszaru.
Moje podróżnicze świadectwo to nie tylko zapis na kartach dziejów, ale również wynik współczesnych narzędzi, jak telefon, który przenosi mnie przez kolejne epoki. Gryfice, widziane przez obiektyw XXI-wiecznej technologii, stają się jednocześnie łącznikiem z przeszłością i współczesnością. To fascynujące doświadczenie, gdzie każdy krok jest podróżą w czasie.
Badania archeologiczne potwierdzają, że Gryfice miały swoje korzenie w słabo zaludnionym obszarze, a ich założenie było strategicznym posunięciem w kierunku intensyfikacji osadniczej i gospodarczej. Widzę te początki, sięgające głęboko w dzieje, gdzie ludy germańskie nadawały temu miejscu unikalny charakter.
Stając na Starym Mieście Gryfic, przenoszę się do późnego średniowiecza, odkrywając korzenie tego miejsca. Relikty muru miejskiego, fragmenty fortyfikacji i ślady zabudowy mieszkalno-gospodarczej to jak zaklęte w kamieniu opowieści. W moich rękach narzędzia archeologiczne stają się kluczem do odkrywania zapomnianych dziejów Gryfic.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trzebiatów.

Pewnego listopadowego dnia w roku 2023, Trzebiatów stał się świadkiem niezwykłego spektaklu historii, a ja miałem przywilej być jego uczestnikiem. Deszczowe krople tańczyły w powietrzu, a ja stałem przed przepięknym muralem Gryfa na skale. To miała być zwykła chwila, ale okazała się niezapomnianą lekcją historii, która poruszyła moje serce.
Decydując się uwiecznić to dzieło sztuki na moim smartfonie, nie spodziewałem się, że moja podróż sięgnie głębszych warstw czasu i przestrzeni. Gdy otworzyłem aparat, deszczowy deszcz stał się symfonią dźwięków, a Gryf na muralu zaczął ożywać, ukazując siłę i historię, jaką niesie ze sobą. Zaświeciło słońce.
Nagle, bez słowa, orzeł - symbol siły i dumy - z muralu wyłonił się, unosząc mnie w górę swoimi szponami. To było jak sen, a ja podążałem za nim w przestrzeń, gdzie chmury tańczyły w malowniczych układach. Czułem, jak historia Polski przemykała między palcami, a ja przenosiłem się w czasy, gdzie mury opowiadały opowieści, a każdy kąt skrywał tajemnice przeszłości.
Otoczony architekturą dawnych lat, stałem się uczestnikiem wielkich wydarzeń, odczuwając emocje narodu od chwil nadziei i odrodzenia po chaotyczne lata. Gryf, symbol niezłomności, stał się nie tylko opowieścią narodową, ale także moim przewodnikiem w podróży przez czas.
Wkraczając w złoty wiek Rzeczypospolitej Obojga Narodów, odczuwałem ducha odrodzenia, tylko po to, aby później doświadczyć upadku i chaosu. Anarchia i zależność od Rosji przygnębiły mnie, ale to uczucie zniknięcia Polski z mapy Europy w wyniku rozbiorów było jak cios w serce.
Jednak historia nie kończyła się tam. W tajemniczym świetle Gryfa, który unosił się w blasku lotu, doświadczałem ponownego narodzenia i odrodzenia ducha polskiej niezłomności. Wzburzone barwy upierzenia, potężne pazury broniące tego, co najcenniejsze - to było jak wizja przyszłości.
Gryf królował jako król niebieskiego nieba, malując krajobraz marzeń i rozpalając wyobraźnię. Okrzyki zachwytu towarzyszyły mu, gdy przemierzał przestrzenie swojej niezwykłej mocy, a ja stałem się częścią tej opowieści, której emocje zapadły w mojej duszy na zawsze.
Wzniosłe skrzydła Gryfa wzbijające się dumnie, potęga i piękno, to nie tylko historia Polski. To lekcja życia, która uczy, że nawet w najtrudniejszych chwilach naród potrafi wzbudzić szacunek i podziw. Niechaj opowieść o Gryfie, mojej magicznej podróży przez historię, będzie nie tylko chwilowym wzruszeniem, ale też stałym przypomnieniem o sile, jaką niesiemy w sobie.
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trzebiatów.

Oczy mi nagle mgłą zaszły, kiedy tak wpatrywałem się w słonicę na ścianie. Zrobiło się ciemno, a ulica wokół mnie zniknęła. Nagle usłyszałem świst wystrzału z kuszy, tak blisko, że o mało nie straciłem ucha. To był sygnał, że znalazłem się w miejscu i czasie zupełnie obcym mojej epoce.
Kiedy mgła się rozwiała, znalazłem się w Trzebiatowie XVII wieku, gdzie kamienne kamienice i mroczne uliczki kryły wiele tajemnic. Słonica Hansken, wielka i majestatyczna, stała na placu głównym, przyglądając się tłumom z zaciekawieniem w swoich czarnych oczach.
Jednak to nie tylko obecność słonicy przykuwała moją uwagę. Na rozkaz tajemniczego Pana Słonia, Hansken wykonywała niezwykłe sztuczki, które wywoływały zdumienie i strach. Słonica potrafiła pojedynkować się na szable z opiekunem, sprawiając, że walka wyglądała jak coś z mrocznej opowieści.
W innym momencie, na rozkaz Pana Słonia, Hansken wystrzeliła z kuszy pocisk, który huknął tak głośno, że uliczki zadrżały. Pocisk trafił w cel, rozrywając go na strzępy i sprawiając, że tłum wybuchł okrzykami i biciem w dzwony.
Słonica Hansken była także znakomita w bardziej subtelnych sztuczkach. Kiedy Pan Słoń kazał, potrafiła wykonywać piękne ukłony przed widownią, unosząc swoją masywną głowę z gracją i godnością. Jej obecność była jak spektakl w ciemnym świecie Trzebiatowa, gdzie tajemnice i magia splatały się z codziennością.
Te chwile były jak wizja, w której przeszłość, magia i mroczne sekrety łączyły się w jedno. Czułem, że zostałem wciągnięty w tajemniczą opowieść, której jeszcze długo nie zapomnę.
Trzebiatów tamtych dni był miasteczkiem wciśniętym pomiędzy mrocznymi murami obronnymi. Kamienne kamienice, których budowę obserwowałem, zdawały się wznosić w niebo jak groźni strażnicy przeszłości. Ich ściany były tajemnicze i zahaczone w ziemię, a każdy kamień wydawał się przenikać ducha minionych wieków.
Wszędzie wokół krążyły opowieści o tajemniczych zjawach i zaklęciach, które skrywały te uliczki. Mieszkańcy opowiadali o widmowych postaciach, które po zmroku wychodziły zza rogu, a nocą słychać było szepczenie nieznanych słów spod kamiennych okien. Byłem w samym środku tajemniczego Trzebiatowa, gdzie przeszłość splatała się z teraźniejszością w niesamowity sposób.
Jako podróżnik w czasie, znalazłem się na ulicach miasta, gdzie tajemnicze postacie i cienie ukryte w zakamarkach budynków były na porządku dziennym. Kierowani starożytnymi przekazami, rzemieślnicy pracujący nad kamienicami wymawiali starożytne formuły ochronne, by odstraszyć złowrogie siły, które ukrywały się w każdym zakamarku. Byłem jednym z nich, pracując przy budowie murów obronnych, które wydawały się być ostatnią linią obrony przeciwko nieznanym zagrożeniom.
Jako wolontariusz w tym mrocznym świecie, pomagałem w budowie murów obronnych, którego zadaniem było ochronić miasto przed nieodgadnionymi niebezpieczeństwami. Moja praca była ciężka, ale duma z tworzenia tych potężnych fortyfikacji była nie do opisania. Kamienie łączyły się w solidne mury, które wznosiły się ponad głowami mieszkańców Trzebiatowa, stanowiąc ostatni bastion przed nieznanym.
Ciemne uliczki miasta były pełne zakamarków i schodków prowadzących w dół, gdzie krążące legendy przyprawiały o dreszcze. Moja rola jako wolontariusza przy budowie murów obronnych sprawiała, że musiałem często eksplorować te mroczne zaułki i tajemnicze przejścia. W każdym zakamarku czułem obecność przeszłości, słyszałem echa dawnych opowieści i tajemniczych szeptów.
To były czasy, w których historia, magia i codzienność splatały się w jedno. Czułem się częścią tej opowieści, która skrywała wiele nieodgadnionych tajemnic. Pracując nad murami obronnymi, wiedziałem, że te mury stanowią ochronę przed zagrożeniami, które ukrywały się za kamienicami i w ciemnych uliczkach. Nasza praca była ważna, by zapewnić miastu bezpieczeństwo w obliczu tajemnic i nieznanych sił.
Hansken, wielka słonica, stała na placu głównym, przyglądając się tłumom, jakie zgromadziły się by obserwować jej niesamowite sztuczki. Jej obecność nadawała tym mrocznym uliczkom niesamowity urok, a jej wyjątkowe zdolności wprowadzały w zachwyt i strach. Byłem świadkiem nie tylko historii miasta, ale także magii i tajemnicy, które ją otaczały.
Nagle otworzyłem oczy i z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem się w moim spodziewanym roku 2023. Dziwnym trafem znalazłem się w przyszłości, w roku 2024. Był to zimny poranek 27 stycznia, a na niebie unosily się helikoptery, co wydało się zupełnie surrealistyczne w porównaniu z moją codziennością.
Zdumiewający był widok ogromnego telebimu na wysokości kościoła katolickiego, na którym leciał spot wyborczy. "Idźcie na wybory" - to zdanie migało na ekranie w wielkich literach. Byłem całkowicie zaskoczony, nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń.
W tym nieznanych mi roku 2024, rzeczywistość wydawała się być jeszcze bardziej nieprzewidywalna i fascynująca niż kiedykolwiek. To był początek nowej przygody, a ja wiedziałem, że muszę odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i zrozumieć, co się wydarzyło. Cdn.

Wszystkie zdjęcia i teksty znajdujące się na stronie i podstronach związanych z domeną główną - a wygenerowanych obecnie lub w przyszłości - są moją własnością lub osób które je dostarczyły i z mocy prawa ("ex lege") są chronione przez prawo autorskie. Strona www.trzebiatow-gryfice-okolice.pl.tl powstała na bezpłatnym serwisie www.stronygratis.pl (domena i serwer nie są płatne - dostajemy darmową subdomenę z końcówką - pl.tl .) Zostało mi już tylko 350 MB wolnej przestrzeni, stronę prowadzę od 15 września 2014 r. Odwiedziło ją już 52975 osób (2017-07-01). Strona bez sponsora 798409113
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja