https://search.google.com/search-console/verification-download?resource_id=https%3A%2F%2Ftrzebiatow-gryfice-okolice.pl.tl%2FSprawdzanie-pendriva.htm%2F&at=AJDi1vc-OAyBv8H0xk2NouPAnCv8%3A1668377337069 Wszystkie zdjęcia i teksty znajdujące się na stronie i podstronach związanych z domeną główną - a wygenerowanych obecnie lub w przyszłości - są moją własnością, lub osób które je dostarczyły. Zadzwoń 798409113
Trzebiatów Gryfice okolice
Zdjęcia, opisy, komentarze

O MNIE

13,12,2023
Cięzkie dni mam przed i za sobą, ale mimo to nie poddaje się pisze opowiadania, oto one:
Może być zdjęciem przedstawiającym zamek w Branie

Może być zdjęciem przedstawiającym tekstTrzebiatów.
Kiedy stanąłem przed starą basztą prochową namalowaną na ścianie, a drzwi z dziurą w drzwiach wydawały się być kluczem do przeszłości, nie mogłem się powstrzymać przed wchodzeniem w to niewiarygodne wyobrażenie. Stanąłem przed tym malowidłem, które wydawało się żywe, a jednocześnie starożytne, jakby zaczerpnięte z samej legendy.
Odstąpiłem od rzeczywistości, a gdy przekroczyłem próg tej niezwykłej dziury w drzwiach, poczułem, jak mnie wchłania do środka, jakby otaczała mnie aura przeszłości. Nagle znalazłem się na ulicach dawnego Trzebiatowa. Gwar miasta, widok baszty prochowej, dumnie wznoszącej się nad murami obronnymi, to wszystko było tak realne, jak nigdy dotąd.
Przeszedłem przez ulice miasta, wiedząc, że jestem częścią tych dawnych wydarzeń. Czułem zapach kaszy po rycersku unoszący się w powietrzu, tak jak to opisano w legendzie. Obserwowałem Kocimira i Dobromiłę w ich intymnym momencie, uśmiechając się w duchu. Czas jakby zwolnił, a historia ożyła przed moimi oczami.
Nagle, kocioł z kaszą spadł z okna baszty prochowej, a wrzaski i alarm wypełniły ulice, zrozumiałem, że jestem w sercu tamtych wydarzeń. Byłem uczestnikiem legendy, przenosząc się w czasie, jakby to dziura w drzwiach mnie wchłonęła do środka, stawiając mnie w samym centrum historii Trzebiatowa.Stałem w samym sercu wojny, konfliktu zaciętego i niewyobrażalnie ważnego. Na szczęście nikt nie ucierpiał zbyt poważnie, ale to, co mnie fascynowało, to zacięta walka wojowników, którzy stanęli do obrony i ostatecznie odparli wroga.
Wojownicy śmiało zmierzali w stronę miasta, ich sztandary unosiły się na wietrze, a księżyc rozbłyskiwał na ich zbrojach. Wiedziałem, że są to wojownicy z Gryfic, którzy w blasku księżyca przybyli, by zdobyć Trzebiatów. To była walka o przyszłość, o ziemię i dziedzictwo, które miasto Trzebiatów niesie.
Obserwując ich odwagę, lojalność i męstwo, czułem, że jestem świadkiem nie tylko historycznych wydarzeń, ale również ducha wojny i jedności. Ich walka była zacięta, ale nie można było zapomnieć o ich odwadze.
To była noc pełna napięcia i emocji, a w końcu, gdy wojownicy opuścili miasto, odpływając w ciemną mglistą noc, zrozumiałem, jak ta historia pozostała w sercach mieszkańców Trzebiatowa, przypominała im o tym, co przeszli w tych chwilach niezwykłej walki i jedności.
Kiedy stałem tam, zziębnięty i obserwując wydarzenia, księżyc nadal oświetlał to historyczne widowisko, nagle poczułem, że chcę wrócić do swoich czasów. Byłem świadkiem zaciętej walki, ale to, co widziałem, sprawiło, że pragnąłem powrotu do współczesności, gdzie kamień nie stanowił zagrożenia dla drugiego człowieka, a życie nie było naznaczone tak brutalnymi konfliktami.
Jednakże, mimo mojej tęsknoty, nie mogłem wrócić. Jakby ta dziura w drzwiach, która mnie wchłonęła, zamknęła się, pozostawiając mnie w przeszłości. To była chwila refleksji nad tym, że choć obecność w tamtych czasach była fascynująca, to niebezpieczna i brutalna. Czułem się jakby złapany w pułapce historii, bez możliwości powrotu do bezpiecznych czasów, które znam.
Tak stałem, zapatrzony w przeszłość, zrozumiałem, że choć chciałem wrócić do swoich czasów, to ta podróż w czasie dała mi możliwość zrozumienia, jak ważne jest życie w pokoju i spokoju. Być może to była lekcja, jaką miałem odebrać w tych starożytnych dniach.
Obudziłem się w baszcie, otoczony ciepłą skórą niedźwiedzia, a w powietrzu unosił się zapach pysznej kaszy ze skwarkami. Nie mogłem się oprzeć pokusie, więc posiliłem się nieco, by wzmocnić się na dalszą drogę. Jednak, gdy wstałem i rozejrzałem się, zdziwiłem się odkryciem.
Nie znalazłem się w swojej przeszłości, ale w przyszłości, która nie była moją. Wojna, którą pamiętałem z czasów historycznych, nadal trwała, ale teraz rozprzestrzeniała się na wschód, zachód i południe. Konflikty były nadal obecne, a świat nadal był naznaczony napięciem i zagrożeniem.
Najbardziej zadziwiające były latające maszyny na niebie, znacznie większe od dronów, które znałem. Były to olbrzymie, potężne maszyny, które unosiły się nad ziemią, przypominając mi coś z science fiction. To był świat przyszłości, ale nie mój świat, a wrażenia, które tam przeżyłem, zostawiły we mnie pytania dotyczące tego, co się wydarzyło między moją epoką a tym nowym okresem czasu.
Gdy zacząłem przyglądać się olbrzymim maszynom na niebie, zauważyłem, że emanują one niezwykłymi światłami i efektami specjalnymi. Każde z nich zdawało się być jakby z innej epoki, zaskakująco nowoczesne i zaawansowane technologicznie.
Nagle, jakby niewidzialna siła wciągnęła mnie w wir ich działania, a ja znalazłem się wewnątrz jednej z tych maszyn. Wokół mnie poruszały się roboty, które komunikowały się ze sobą w tajemniczych sekwencjach 0 i 1. Było to coś zupełnie odmiennego od tego, co znałem.
Słyszałem cyfrowe symfonie, które zdawały się być językiem nowej epoki. Choć nie rozumiałem ich dosłownie, to wiedziałem, że to coś, co przekracza granice mojego dotychczasowego rozumienia technologii. To był moment, w którym zrozumiałem, że znalazłem się w przyszłości zupełnie obcej mojej epoce, gdzie technologia osiągnęła poziom, który przekraczał wszelkie wyobrażenia.
Maszyna, która unosiła się w powietrzu wraz ze mną i tysiącem innych małych istot, przypominała coś w rodzaju lewitującej baszty prochowej. Jednak nie był to żaden ziemski obiekt. Była to ogromna konstrukcja, niemal jak kosmiczny statek, który sunął przez Drogi Mlecznej na niebie.
Niosła nas w nieznane, a ja patrzyłem z zachwytem na to kosmiczne spektakl, który otwierał przede mną zupełnie nowe horyzonty. To było jak podróż w nieskończoność, gdzie granice technologii i przestrzeni przestały istnieć, a przyszłość rozciągała się przed mną jak niepoznany obszar do odkrycia.
Nie wiedziałem, ile czasu spędziłem w tym niezwykłym statku kosmicznym, który przypominał lewitującą basztę prochową. Jednak nagle, jakby na znak, cały proces cofnął się do momentu, gdy szklarz z moich czasów wymienił tę jedną, magiczną szybę w drzwiach. Wtedy to zobaczyłem całą tę niezwykłą historię.
Gdy zrozumiałem, że jestem z powrotem w swojej własnej epoce, poczułem ogromną ulgę i radość. To był moment, w którym doceniłem swoje własne czasy i to, co znam. Było to jak powrót do domu po niezwykłej podróży.
Teraz, kiedy znowu stałem w swojej własnej rzeczywistości, miałem świadomość, że choć przyszłość może być pełna tajemnic, to to, co kocham i znam, ma niezwykłą wartość. Cofnęła się ta magiczna historia, ale pozostała we mnie jako cenny dar przeszłości, który zawsze będę pamiętał z uśmiechem.
Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba, trawa, drzewo i tekstTrzebiatów.
Oczy mi nagle mgłą zaszły, kiedy tak wpatrywałem się w słonicę na ścianie. Zrobiło się ciemno, a ulica wokół mnie zniknęła. Nagle usłyszałem świst wystrzału z kuszy, tak blisko, że o mało nie straciłem ucha. To był sygnał, że znalazłem się w miejscu i czasie zupełnie obcym mojej epoce.
Kiedy mgła się rozwiała, znalazłem się w Trzebiatowie XVII wieku, gdzie kamienne kamienice i mroczne uliczki kryły wiele tajemnic. Słonica Hansken, wielka i majestatyczna, stała na placu głównym, przyglądając się tłumom z zaciekawieniem w swoich czarnych oczach.
Jednak to nie tylko obecność słonicy przykuwała moją uwagę. Na rozkaz tajemniczego Pana Słonia, Hansken wykonywała niezwykłe sztuczki, które wywoływały zdumienie i strach. Słonica potrafiła pojedynkować się na szable z opiekunem, sprawiając, że walka wyglądała jak coś z mrocznej opowieści.
W innym momencie, na rozkaz Pana Słonia, Hansken wystrzeliła z kuszy pocisk, który huknął tak głośno, że uliczki zadrżały. Pocisk trafił w cel, rozrywając go na strzępy i sprawiając, że tłum wybuchł okrzykami i biciem w dzwony.
Słonica Hansken była także znakomita w bardziej subtelnych sztuczkach. Kiedy Pan Słoń kazał, potrafiła wykonywać piękne ukłony przed widownią, unosząc swoją masywną głowę z gracją i godnością. Jej obecność była jak spektakl w ciemnym świecie Trzebiatowa, gdzie tajemnice i magia splatały się z codziennością.
Te chwile były jak wizja, w której przeszłość, magia i mroczne sekrety łączyły się w jedno. Czułem, że zostałem wciągnięty w tajemniczą opowieść, której jeszcze długo nie zapomnę.
Trzebiatów tamtych dni był miasteczkiem wciśniętym pomiędzy mrocznymi murami obronnymi. Kamienne kamienice, których budowę obserwowałem, zdawały się wznosić w niebo jak groźni strażnicy przeszłości. Ich ściany były tajemnicze i zahaczone w ziemię, a każdy kamień wydawał się przenikać ducha minionych wieków.
Wszędzie wokół krążyły opowieści o tajemniczych zjawach i zaklęciach, które skrywały te uliczki. Mieszkańcy opowiadali o widmowych postaciach, które po zmroku wychodziły zza rogu, a nocą słychać było szepczenie nieznanych słów spod kamiennych okien. Byłem w samym środku tajemniczego Trzebiatowa, gdzie przeszłość splatała się z teraźniejszością w niesamowity sposób.
Jako podróżnik w czasie, znalazłem się na ulicach miasta, gdzie tajemnicze postacie i cienie ukryte w zakamarkach budynków były na porządku dziennym. Kierowani starożytnymi przekazami, rzemieślnicy pracujący nad kamienicami wymawiali starożytne formuły ochronne, by odstraszyć złowrogie siły, które ukrywały się w każdym zakamarku. Byłem jednym z nich, pracując przy budowie murów obronnych, które wydawały się być ostatnią linią obrony przeciwko nieznanym zagrożeniom.
Jako wolontariusz w tym mrocznym świecie, pomagałem w budowie murów obronnych, którego zadaniem było ochronić miasto przed nieodgadnionymi niebezpieczeństwami. Moja praca była ciężka, ale duma z tworzenia tych potężnych fortyfikacji była nie do opisania. Kamienie łączyły się w solidne mury, które wznosiły się ponad głowami mieszkańców Trzebiatowa, stanowiąc ostatni bastion przed nieznanym.
Ciemne uliczki miasta były pełne zakamarków i schodków prowadzących w dół, gdzie krążące legendy przyprawiały o dreszcze. Moja rola jako wolontariusza przy budowie murów obronnych sprawiała, że musiałem często eksplorować te mroczne zaułki i tajemnicze przejścia. W każdym zakamarku czułem obecność przeszłości, słyszałem echa dawnych opowieści i tajemniczych szeptów.
To były czasy, w których historia, magia i codzienność splatały się w jedno. Czułem się częścią tej opowieści, która skrywała wiele nieodgadnionych tajemnic. Pracując nad murami obronnymi, wiedziałem, że te mury stanowią ochronę przed zagrożeniami, które ukrywały się za kamienicami i w ciemnych uliczkach. Nasza praca była ważna, by zapewnić miastu bezpieczeństwo w obliczu tajemnic i nieznanych sił.
Hansken, wielka słonica, stała na placu głównym, przyglądając się tłumom, jakie zgromadziły się by obserwować jej niesamowite sztuczki. Jej obecność nadawała tym mrocznym uliczkom niesamowity urok, a jej wyjątkowe zdolności wprowadzały w zachwyt i strach. Byłem świadkiem nie tylko historii miasta, ale także magii i tajemnicy, które ją otaczały.
Nagle otworzyłem oczy i z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że nie znalazłem się w moim spodziewanym roku 2023. Dziwnym trafem znalazłem się w przyszłości, w roku 2024. Był to zimny poranek 27 stycznia, a na niebie unosily się helikoptery, co wydało się zupełnie surrealistyczne w porównaniu z moją codziennością.
Zdumiewający był widok ogromnego telebimu na wysokości kościoła katolickiego, na którym leciał spot wyborczy. "Idźcie na wybory" - to zdanie migało na ekranie w wielkich literach. Byłem całkowicie zaskoczony, nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń.

 

W tym nieznanych mi roku 2024, rzeczywistość wydawała się być jeszcze bardziej nieprzewidywalna i fascynująca niż kiedykolwiek. To był początek nowej przygody, a ja wiedziałem, że muszę odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości i zrozumieć, co się wydarzyło. Cdn
Trzebiatów.
Dokładnie wczoraj 29 października 2023 roku, stałem przed ścianą jednego z bloków w Trzebiatowie, gdzie widnieje piękny mural przedstawiający zaślubiny Polski z Morzem. Ten dzień miał być niezapomniany, gdyż miałem zamiar uwiecznić to wyjątkowe dzieło sztuki na moim smartfonie, pomimo deszczowej pogody. Wiedziałem, że to będzie wyjątkowe zdjęcie, ale to, co stało się potem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
Nagle, z tej malowanej ściany, jakby z samej tkaniny rzeczywistości, wyłoniła się drewniana łódka. To było niczym z bajki - tajemnicze zjawienie w mieście, które wydawało się być jedynie tłem dla sztuki ulicznej. Bez wahania wsiadłem do wnętrza tej łodzi, a w jednej chwili, jak w wirze czasu, znalazłem się w zupełnie innym miejscu i czasie - 17 marca 1945 roku.
Siedziałem na koniu, ubrany w dzinsową kurtkę i spodnie, a buty Fila sneakersy wydawały się tu zupełnie obco. To było jak przejście przez portal do przeszłości, w chwili, gdy Polska świętowała swoje zaślubiny z Morzem Bałtyckim. W tamtych czasach, Morze Bałtyckie było dla Polski źródłem nadziei i symbolizowało nowy początek po wojnie. Jego szerokie wody, falujące w rytm morskich sztormów i błękitne niebo niosło obietnicę lepszej przyszłości.
Siedząc na koniu w roku 1945, zauważyłem, że ubrania ludzi w tamtym okresie znacząco różniły się od tych, które nosiłem w codziennym życiu w 2023 roku. Mężczyźni nosili stylowe, długie płaszcze, a często mieli na sobie eleganckie kapelusze. Kobiety natomiast miały długie suknie o klasycznych fasonach, często z kokardami i ozdobami, a na głowach nosiły kokieteryjne kapelusze, które dodawały uroku ich strojom.
Na ulicach królowały jednoślady i samochody, które w naszych czasach byłyby uważane za prawdziwe zabytki. Jazda na tych pojazdach była nie tylko środkiem transportu, ale także wyrazem stylu i elegancji. Samochody z tamtych czasów były charakterystyczne swoim klasycznym designem, zaokrąglonymi kształtami i chromowanymi detalami, co sprawiało, że prezentowały się niezwykle urokliwie.
Wszystko wokół mnie było zupełnie odmienne, a jednak nie byłem tam przypadkowo - mój smartfon nadal towarzyszyło mi w tej niesamowitej podróży. W tamtym czasie, podczas roku 1945, byłem świadkiem wyjątkowej ceremonii zaślubin Polski z Morzem. To był moment ogromnego patriotyzmu i oddania Polsce po okresie wojny. Czułem dumną energię tego wyjątkowego dnia, kiedy Polska i Morze Bałtyckie zbliżyły się jeszcze bardziej.
Wspólnie z innymi obserwatorami tej uroczystości, siedząc na koniu, patrzyłem na te niezwykłe wydarzenia, które na zawsze zapisały się w historii kraju. Była to chwila, kiedy Polska potwierdziła swoje związki z Morzem, przypieczętowując tę więź w sposób symboliczny i uroczysty.
Około mnie ludzie ubrani w długie płaszcze i eleganckie kapelusze tłumnie zgromadzili się, by być częścią tej wyjątkowej ceremonii. Samochody i jednoślady tamtych lat tworzyły atmosferę epoki, a ulice były wypełnione dźwiękami z dawnych lat. To był czas, kiedy historia łączyła się z teraźniejszością, tworząc niezapomnianą chwilę dla wszystkich obecnych.
Ta uroczystość była jak symbol nadziei i odbudowy po wojnie, a ja, siedząc na koniu, czułem się częścią tego wyjątkowego momentu w dziejach Polski. Było to świadectwo jedności narodu i miłości do kraju oraz morza, które od wieków odgrywało istotną rolę w życiu Polaków.
Wszystko zaczęło się po ostatniej szarży kawalerii pod Borujskiem, której odwaga i determinacja pozostawiły trwałe wrażenie. Brygada znalazła się w Gryficach, niedaleko brzegów Morza Bałtyckiego. To był szczególny moment,
, gdy historia Polski splatała się z majestatem Morza Bałtyckiego. Dzień przed kapitulacją Festung Kolberg, ułański orszak i bateria dział przemaszerowali przez malownicze miasto Trzebiatów, a następnie zatrzymali się na wydmach w urokliwym Mrzeżynie. Byłem tam nadal na swoim wiernym koniu, a serce me bijało pełne entuzjazmu, gdy zbliżałem się do brzegu morza.
To była niezwykła chwila, gdy zarówno żołnierze, jak i mieszkańcy miast i wsi, zgromadzeni nad brzegiem Morza Bałtyckiego, oczekiwali na ten ważny moment w historii Polski. Orszak kawaleryjski, z błyszczącymi szablami i barwnymi proporczykami, oraz bateria dział, przyozdobiona kwiatami i flagami, tworzyły majestatyczny widok.
Wszyscy obecni oczekiwali na ten wyjątkowy moment, kiedy Polska zaślubi Morze Bałtyckie. To była chwila, w której historia i natura splecione zostały w jedno, symbolizując trwałe związki kraju z tym majestatycznym akwenem.
Nadciągające fale i szum morskich wód wydawały się być podniosłym akompaniamentem tej ceremonii. I ja, siedząc na swoim koniu, czułem się częścią tego wielkiego wydarzenia.
Na plaży stanął biało-czerwony słup graniczny, który stał jako symbol jedności i przynależności Polski do Morza Bałtyckiego. Konna orkiestra, z eleganckimi konikami przewodnimi, odegrała uroczystą melodię ku czci morza. To był moment, w którym naród patrzył w przyszłość, jednocześnie oddając hołd przeszłości i historycznemu znaczeniu tego aktywnego związku z morzem.
Kadry Brygady oraz delegacje innych jednostek wojskowych śpiewały hołd Morzu, a ich pieśni niosły się wzdłuż brzegu, tworząc dźwiękową aurę tego ważnego wydarzenia. Był to hołd skierowany zarówno ku brzegom Morza Bałtyckiego, jak i ku bohaterom, którzy oddawali hołd ojczyźnie na morzu.
Następnie znalazłem się obok mjr Arkuszewskiego, który w sposób uroczysty wręczył dwóm ułanom tajemnicze pierścienie. Ułanami wrzucili je w głąb morza, dokonując osobistych zaślubin Polski z Morzem. Ja wrzuciłem butelkę po wodzie mineralnej, która teraz zdobi ścianę na ulicy Krętej w Trzebiatowie. To była chwila, kiedy symbole przeszłości łączyły się z teraźniejszością, tworząc niesamowitą atmosferę jedności i miłości do ojczyzny oraz morza.
Ta historia była jak most łączący przeszłość i teraźniejszość, zostawiając mnie z niezapomnianym przeżyciem, które zawsze pozostanie we mnie, jak woda morza w kształcie wspomnień. Była to chwila, kiedy Polska zaślubiła Morze, a my wszyscy zaślubiliśmy się z tą historią, kochając ją tak samo jak naszą ojczyznę. Niech ta opowieść zawsze przypomina nam, że mimo upływu czasu i przemian, nasza miłość do Polski i Morza jest wieczna.

 

Brak dostępnego opisu zdjęcia.Trzebiatów.
Pewnego listopadowego dnia w roku 2023, Trzebiatów stał się świadkiem niezwykłego spektaklu historii, a ja miałem przywilej być jego uczestnikiem. Deszczowe krople tańczyły w powietrzu, a ja stałem przed przepięknym muralem Gryfa na skale. To miała być zwykła chwila, ale okazała się niezapomnianą lekcją historii, która poruszyła moje serce.
Decydując się uwiecznić to dzieło sztuki na moim smartfonie, nie spodziewałem się, że moja podróż sięgnie głębszych warstw czasu i przestrzeni. Gdy otworzyłem aparat, deszczowy deszcz stał się symfonią dźwięków, a Gryf na muralu zaczął ożywać, ukazując siłę i historię, jaką niesie ze sobą. Zaświeciło słońce.
Nagle, bez słowa, orzeł - symbol siły i dumy - z muralu wyłonił się, unosząc mnie w górę swoimi szponami. To było jak sen, a ja podążałem za nim w przestrzeń, gdzie chmury tańczyły w malowniczych układach. Czułem, jak historia Polski przemykała między palcami, a ja przenosiłem się w czasy, gdzie mury opowiadały opowieści, a każdy kąt skrywał tajemnice przeszłości.
Otoczony architekturą dawnych lat, stałem się uczestnikiem wielkich wydarzeń, odczuwając emocje narodu od chwil nadziei i odrodzenia po chaotyczne lata. Gryf, symbol niezłomności, stał się nie tylko opowieścią narodową, ale także moim przewodnikiem w podróży przez czas.
Wkraczając w złoty wiek Rzeczypospolitej Obojga Narodów, odczuwałem ducha odrodzenia, tylko po to, aby później doświadczyć upadku i chaosu. Anarchia i zależność od Rosji przygnębiły mnie, ale to uczucie zniknięcia Polski z mapy Europy w wyniku rozbiorów było jak cios w serce.
Jednak historia nie kończyła się tam. W tajemniczym świetle Gryfa, który unosił się w blasku lotu, doświadczałem ponownego narodzenia i odrodzenia ducha polskiej niezłomności. Wzburzone barwy upierzenia, potężne pazury broniące tego, co najcenniejsze - to było jak wizja przyszłości.
Gryf królował jako król niebieskiego nieba, malując krajobraz marzeń i rozpalając wyobraźnię. Okrzyki zachwytu towarzyszyły mu, gdy przemierzał przestrzenie swojej niezwykłej mocy, a ja stałem się częścią tej opowieści, której emocje zapadły w mojej duszy na zawsze.
Wzniosłe skrzydła Gryfa wzbijające się dumnie, potęga i piękno, to nie tylko historia Polski. To lekcja życia, która uczy, że nawet w najtrudniejszych chwilach naród potrafi wzbudzić szacunek i podziw. Niechaj opowieść o Gryfie, mojej magicznej podróży przez historię, będzie nie tylko chwilowym wzruszeniem, ale też stałym przypomnieniem o sile, jaką niesiemy w sobie.


Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i zamek Eltz
 

Gryfice.
900 lat o Gryficach, moja bajka. Wkraczając w głąb dziejów, odkrywam, że te ziemie przechodziły przez liczne transformacje, a Gryfice stawały się miejscem, w którym historia splatała się z ziemią, tworząc unikalny krajobraz przeszłości. Wraz z narzędziami archeologicznymi w rękach, odkrywam zapomniane szczegóły ich początków, zanurzając się w historię, która tkwi w fundamentach tego urokliwego miasta.
Stając na miejscu, gdzie historia przemawia przez ślady murów miejskich, fragmenty fortyfikacji i ślady dawnej zabudowy, czuję, jak moje kroki stają się częścią tego niezwykłego kontinuum. To nie tylko podróż w czasie, ale także uczestnictwo w historii, gdzie każdy element jest jak strzałka czasu, kierująca mnie ku zrozumieniu korzeni Gryfic.
Badania archeologiczne są jak klucz do zamku przeszłości, odblokowując przed nami tajemnice i historie ukryte w warstwach ziemi. Gryfice, od epoki neolitu, aż po intensywne osadnictwo XIII wieku, stanowią nie tylko miejsce, ale i świadectwo wyjątkowego rozwoju tego regionu. Odkrywając te historie, staję się uczestnikiem narracji, w której moje doświadczenia splatają się z przeszłością, tworząc niesamowity fresk dziejów Gryfic.
Podążając za tym mistycznym szlakiem, przenikam przez wieki, gdzie nie tylko obserwuję, ale staję się częścią opowieści o Gryficach. Stary Rynek, otoczony średniowiecznymi kamienicami, emanuje duchem minionych czasów. Badania archeologiczne, których rezultaty utrwalam w obiektywie telefonu, ukazują nie tylko zewnętrzny piękny miejsca, ale także ukryte tajemnice, które skrywają się pod kamieniami i brukowanymi uliczkami.
Stając na Starym Mieście Gryfic, nie tylko widzę, ale wręcz czuję puls życia z dawnych wieków. Każdy zakamarek tego miejsca jest jak strona opowieści, której nie można przegapić. To, co dziś jest zabytkiem, kiedyś tętniło życiem codziennym. Domy, uliczki, i place to świadkowie czasu, a ja, jako podróżnik czasu, odczuwam ich historię na każdym kroku.
Moje współczesne narzędzia stają się oknem do przeszłości, odsłaniając warstwy historii, które składają się na obraz Gryfic. To nie tylko miasto, ale podróż w głąb dziejów, gdzie każdy kamień nosi ślad czasu, a ja staję się członkiem tej niezwykłej opowieści.
Głęboko wnikając w mistyczne zakamarki Gryfic, odczuwam, jak przeszłość ożywa na nowo. Historia tego miejsca nie jest jedynie zbiorem faktów; to wciąż pulsująca esencja, której ślady odnajduję na każdym zakręcie uliczki czy placu. W miejscu, gdzie mury opowiadają nie tylko o dawnych strukturach, ale także o ducha społeczności, której życie kształtowało te ziemie.
Przeszłość Gryfic jawi się jako mozaika, a badania archeologiczne to narzędzia, które odkrywają przed nami kolejne fragmenty tego fascynującego obrazu. Odkrywam, że Gryfice nie były jedynie świadkiem historii, ale także czynnie w nią zaangażowane. Stojąc na bruku Rynku, słyszę echa targów średniowiecznych, widzę kupców handlujących towarami, a kamienice przy Rynku stają się miejscem życia społecznego i gospodarczego.
Z ogniwa do ogniwa, podróżuję przez kolejne wieki, zatrzymując się tam, gdzie historia Gryfic zataczała różne kręgi. Przetrwały ataki i pożary, ale również się rozwijały, przystosowując się do zmieniających się realiów. To miasto, jak niezwykła księga, odsłania różne rozdziały swojej historii, a ja, jako świadek, kroczę po kolejnych stronach tej opowieści.
Moje kroki wiodą mnie także do okresu późnego średniowiecza, gdzie Stare Miasto Gryfic nabierało swojego charakterystycznego kształtu. Z badań wynika, że to tu, wokół starówki, zaczęły się skupiać życie mieszkańców. Relikty murów miejskich, fragmenty dawnych fortyfikacji, to nie tylko obiekty historyczne, lecz świadectwo o sile i det
Współczesność ukazuje się mi w dwojaki sposób: przez pryzmat telefonu, którym dokumentuję każdy kamień Gryfic, a także poprzez odczucie rzeczywistości w moich współczesnych rękach. To spotkanie przeszłości z teraźniejszością, gdzie każde zdjęcie, każdy zapis staje się ogniwek, łącząc nas z czasem, którego już nie ma. Gryfice, przez te dziewięć wieków, stają się nie tylko miejscem, ale wręcz żywą istotą, która opowiada swoją niezwykłą historię.
W badaniach archeologicznych odkrywam, że ziemia gryficka tętniła życiem już w neolicie. Ludzie tam zamieszkujący pozostawiali ślady swojej kultury materialnej, a te dawne osady stawały się zapowiedzią tego, co miało nadejść. Gryfice, choć trudno jednoznacznie potwierdzić ich ciągłość przed lokacją w XIII wieku, jawią się jako miejsce, które od samego początku było skałą fundamentową tego regionu. Intensyfikacja osadnicza i gospodarcza, jak wynika z badań, to nie tylko efekt przypadku, ale świadomego kierunku rozwoju.
Wchodząc w obszary wczesnego średniowiecza, odkrywam tajemnicze grodziska, gdzie plemiona zachodnich Pomorzan kształtowały krajobraz tych ziem. Wolinianie, Pyrzyczanie, Brzeżanie - to nazwy, które rozbrzmiewają w historii tego miejsca. Kaszubi dołączają do tej historii, pozostawiając ślady swego bytowania w grodziskach Lubinie, Prusinowie, Trzygłowiu i Witnie. To podróż przez wieki, gdzie z każdym krokiem staję się częścią tej niezwykłej historii Gryfic.
Przechodząc przez kolejne epoki, widzę, jak Gryfice stawiały czoła burzliwym wydarzeniom. XIV i XVI wiek to okres dynamicznego rozwoju miasta, którego znaczenie przetrwało nawet najtrudniejsze chwile II wojny światowej. Dzisiaj, jako uczestnik tej niezwykłej historii, obserwuję, jak Gryfice odgrywają kluczową rolę w życiu politycznym, ekonomicznym i społecznym tego obszaru.
Moje podróżnicze świadectwo to nie tylko zapis na kartach dziejów, ale również wynik współczesnych narzędzi, jak telefon, który przenosi mnie przez kolejne epoki. Gryfice, widziane przez obiektyw XXI-wiecznej technologii, stają się jednocześnie łącznikiem z przeszłością i współczesnością. To fascynujące doświadczenie, gdzie każdy krok jest podróżą w czasie.
Badania archeologiczne potwierdzają, że Gryfice miały swoje korzenie w słabo zaludnionym obszarze, a ich założenie było strategicznym posunięciem w kierunku intensyfikacji osadniczej i gospodarczej. Widzę te początki, sięgające głęboko w dzieje, gdzie ludy germańskie nadawały temu miejscu unikalny charakter.
Stając na Starym Mieście Gryfic, przenoszę się do późnego średniowiecza, odkrywając korzenie tego miejsca. Relikty muru miejskiego, fragmenty fortyfikacji i ślady zabudowy mieszkalno-gospodarczej to jak zaklęte w kamieniu opowieści. W moich rękach narzędzia archeologiczne stają się kluczem do odkrywania zapomnianych dziejów Gry

Może być zdjęciem przedstawiającym trawa, zmierzch, przyroda i pole golfowe

Szczecin.
"Szczecińskie Marzenia: Wędrówka przez Legendy, Czasoprzestrzeń i Złote Opowieści"
Wędruję przez uliczki Szczecina, otulony czerwoną puchową kurtką, białymi butami Fila Snickers i dżinsowymi spodniami. Telefon w dłoni gotów do uwiecznienia tajemnic tego miasta. Oto przede mną kamieniste brzegi Odry, a mistyczne opowieści o rybakach i wodnej istocie malują przed oczami obraz ubrany w barwy dawnych czasów.
Decyduję się ruszyć w stronę rzeki, jak rybak spragniony tajemniczych historii. Kamienne uliczki mijam z zaciekawieniem, a opowieści o duszy Szczecina rozwijają się wokół mnie jak nić wstępująca w mrok. Pachnie tu historią, a zapach świeżego chleba wypełnia przestrzeń jak nuta w melodyjnej pieśni.
Docieram do brzegu Odry, gdzie rybacy z dawnych czasów mieli słuchać pieśni rzeki. Zanurzam się w opowieściach, czując bliskość natury, podobnie jak ci dawni łowcy. Woda Odra płynie jak strumień czasu, a ja, w czerwonej kurtce, staję się częścią mistycznego obrazu, jakby wehikuł czasu przenoszący mnie w przeszłość.
W ręku trzymam telefon, gotów uchwycić te chwile. Zdjęcia robię, stając w miejscach, gdzie tajemnicze opowieści o rybakach przekształcają się w realność. A teraz, zainspirowany pieśnią rzeki, ruszam dalej śladami historii, gotów odkrywać kolejne tajemnice Szczecina.
Wędruję przez korytarze zamku Książąt Pomorskich, zmysłowo otulony czerwoną kurtką, a białe buty stukają w rytm opowieści. Duch zamku, jak kropla rosy na kwiatach, ożywia się w mroku nocnej tajemnicy. Księżniczka, w niemocnym pragnieniu miłości, przemyka przez korytarze, a moje kroki mieszały się z echem jej tęsknoty.
Nocą, gdy zamczysko tonie w ciszy, wtapiając się w mrok nocy, uczestniczę w historii tęsknoty i utraconej miłości. Czułem puls zamku, jakby opowiadał mi swoje sekrety, a moje zdjęcia utrwalały chwilę, jakbyśmy razem odkrywali wspomnienia skrywane w kamienistych ścianach.
Ach, zaklęta tamara! W zamku szczecińskim, przemieszczając się z posępnych korytarzy do magicznych snów, odkrywam tajemniczą tamarę. Z czerwoną kurtką jako swoistym pancerzem, przystępuję do rozszyfrowania jej nieodgadnionego sekretu. Jak rycerz, nieustraszony, próbuję zgłębić tajemnicę tamary, jednak ta pozostaje zaklęta w mrokach dziejów, ukazując jedynie migoczące światło jej niezgłębionego wnętrza.
A teraz, moi drodzy, kroki moje niosą mnie do kolejnego rozdziału tej opowieści. Wpatrzony w korzenie miasta, staję się częścią tych opowieści. Moje zdjęcia nie tylko utrwalają chwile, lecz przenoszą mnie do świata legend, gdzie dębowe korzenie ukrywają skarby nie tylko materialne, lecz także historię pełną tajemnic, jak ściany dawnej katedry.
Wchodzę w głąb tajemnic Szczecina, który jak kalejdoskop dziejów, ukazuje różne odcienie. Przechadzam się uliczkami, czując puls miasta, jak gdyby opowiadało mi o swojej genezie. Jak rycerz, w myślach oddalonych czasów, odkrywam mglistą opowieść o dębie, który zainspirował do założenia osady, nadając jej nazwę, która teraz splata się z faktami historycznymi i słowiańskimi korzeniami.
Szczecin, Zielone Miasto przy Odrze, przemawia do mnie jak starożytny zwoj z niezliczonymi opowieściami. Fontanny, strzeżone przez ducha, wydają się pulsować życiem miasta. Zdjęcia moje, jak zaklęte w obiektywie, utrwalały chwile, w których tajemnicza Wieża Obserwacyjna jawi się jako miejsce poszukiwań nie tylko ziemskich, lecz także tych, które przenikają granice czasu.
Eksploruję Szczecin, miejsce równocześnie inspirowane Paryżem i skrywające pod powierzchnią ziemi labirynty i bunkry. Przenoszę się między epokami, a zdjęcia moje stają się jak klucze otwierające podziemne zakamarki, związane z bolesnymi czasami wojennymi. W tej opowieści miasto staje się wielowymiarowym obrazem, gdzie współczesność splata się z historią, a moje kroki odsłaniają kolejne warstwy tajemnicy Zielonego Miasta przy Odrze
Wędruję po Szczecinie jak po księdze starych poematów, gdzie opowieści są jak śpiewy dawnych poetów. Moje kroki prowadzą mnie przez uliczki, gdzie każdy kamień ma swoją opowieść, a każda uliczka ukrywa swoje tajemnice. Miasto staje się mozaiką, gdzie mistyka przeszłości splata się z rzeczywistością, tworząc niepowtarzalne miejsce, które z pasją opowiada mi swoje niezwykłe historie.
W tej opowieści Szczecin staje się bohaterem z nieśmiertelnymi legendami, jak zapisane w starych rękopisach. Duch Gryfa, strzegący skarbów zamku, przemawia do mnie jak gawędziarz, opowiadając o czasach, gdy rycerze w srebrnych pancerzach krążyli po kamienistych dziedzińcach. Biały bocian, towarzysz zegarmistrza, przypomina o tradycji, czasie i niezmiennych wartościach, jak melodia w ratuszowym zegarze. To miasto, gdzie każdy zabytek jest jak stronica z przeszłości, a każdy dźwięk, jak echo legend, przywraca do życia magiczną atmosferę dawnych czasów.
W mojej podróży przez Szczecin, oświetlanego blaskiem księżyca według legendy ducha Marynki, miasto staje się magiczną krainą. Każdy krok jest jak odkrywanie nowej tajemnicy, a Szczecin wydaje się być miejscem, gdzie magia przeszłości łączy się z teraźniejszością.
Podczas gdy zaklęta tamara w zamku skrywa swoje sekrety, czując się jak bohater zaklęty w mrokach dziejów, odkrywam, że w podziemiach pirat Chmielnicki ukrywa skarb. Klejnoty i złote monety, o których opowieść przetrwała w sercach mieszkańców, dodają miejscu nieopisanego blasku.
Stary Cmentarz jawi się przede mną jak stronica z powieści grozy, przywołując ducha przeszłości. Każdy nagrobek, jak kolejna strona księgi, snuje opowieści o życiu i śmierci, przypominając o ulotności czasu. Opuszczone bunkry z czasów II wojny światowej są jak pomniki martyrologii, które przypominają o bolesnych wydarzeniach, których nigdy nie powinno się powtórzyć. To miasto, gdzie historia jest zapisana w kamieniach, a opowieści przenikają przez uliczki, budząc ducha przeszłości na każdym kroku.
W tych opowieściach, w sztandarach z białym gryfem i nazwie Szczecina, ukryty jest kawałek historii, jakby zaklęty w korzeniach wiekowych dębów. Opowieści te, jak skarby, przekazywane z pokolenia na pokolenie, dodają miastu niepowtarzalnego charakteru, a ich mistyczna aura czyni z Szczecina miejsce wyjątkowe, gdzie historia przeplata się z magią, a każdy zakamarek kryje niezgłębione tajemnice.
I tak, moi drodzy, zakończyłem tę podróż i wróciłem do swoich czasów, 21 wieku 2023 roku, 20 listopada. Legendy są jak nieśmiertelne opowieści, gotowe ożywać dla każdego, kto wierzy w magię bajek. Niech te historie, jak płomienie świec, rozświetlą kolejne wieki, a Szczecin nadal będzie miejscem, gdzie rzeczywistość spleciona jest z legendarnymi wątkami, a każdy przechodzień może być świadkiem niezgłębionych sekretów ukrytych w korzeniach tego urokliwego miasta.

 


 

Trzyglów. Znowu przeniosłem się w czasie ? Sołectwo Trzygłów
W erach dawnych, tam, gdzie blask boskości miał swój taniec z cieniem pogaństwa, przeniknąłem do wnętrza starożytnego Trzygłowa, gdzie dusze moje splatały się z mistycznym obliczem świętego Ottona. Przeniesiony przez zaklętą zasłonę czasu, stałem się świadkiem monumentalnych świątyń Trzygłowa, gdzie boskie wizerunki i tajemnicze praktyki tworzyły rzeczywistość mieszkańców.
Wędrówki po zakątkach miasta otwierały przed moimi oczami pejzaż pełen magii, gdzie potężne świątynie, przesiąknięte mistycznym emanowaniem, snuły nić łączącą śmiertelników z boskością. Razem ze św. Ottonem, sercem chrystianizacji, brałem udział w heroicznej misji burzenia pogańskich sanktuariów, zrywając posągi z ich pierwotnych miejsc, a nawet wydobywając na światło dzienne złoty posążek skrywany przez kapłanów Trzygłowa.
Epidemia, jak boska kara za odstępstwo od prawdziwej wiary, spadła na Szczecin, wywołując w mieszkańcach pragnienie ponownego oddania hołdu Trzygłowowi. Te nadzwyczajne wydarzenia zapisane zostały w kronikach czasu, które z każdym eonem przekazywały historię triumfu chrześcijaństwa nad mrocznymi siłami pogaństwa.
Po kolejnej, niezwykłej misji św. Ottona, Trzygłów, jak kamień, nabierał nieśmiertelności w mitologii historii. Symbol triumfu i metamorfozy, przekształcał się w legendarny punkt na osi czasu, gdzie chrześcijaństwo stawało się nieśmiertelne, a ducha Trzygłowa przewodziły kolejne pokolenia, prowadząc do wieczności wypełnionej światłem Bożej łaski.
W tej mistycznej scenerii Trzygłowa, gdzie wątki historii splatały się z legendami, przeniknąłem do zamierzchłego okresu, kiedy to św. Otton podjął heroiczne wyzwanie nawracania mieszkańców na nową wiarę. Przez magiczne aleje opisanego miasta, ożywionego wróżbami i boskimi wizerunkami, przemierzałem majestatyczne świątynie Trzygłowa, świadom tego, jak wróżby i boskie manifestacje kształtowały losy ludzi.
Wraz z biskupem Ottonem stawałem w obliczu oporu pogańskich praktyk, które z determinacją stawiały czoła nowej religii. To w Trzygłowie, nasączonym magią, podjęto walkę z boskim przesłaniem, a mieszkańcy, zakorzenieni w starych wierzeniach, stanęli w obronie swojej tożsamości.
Historia tego czasu przybrała na intensywności, gdy Otton, mając błogosławieństwo papieża, wkroczył na Pomorze, napotykając opór w Wolinie, gdzie czczono "włócznię Juliusza Cezara". Niezłomne serce miasta nie ugięło się pod naporem nowej wiary, co skłoniło biskupa do ucieczki do Szczecina. Tutaj, na ziemi Szczecina, według opisów Herborda, zderzyłem się z tajemniczym kultem Trzygłowa.
Pogańskie ceremonie, bogato zdobione malunkami ludzi i zwierząt, stawały w obliczu nieustraszonego biskupa. To w Trzygłowie, miejscu magicznym i tajemniczym, Otton wydał nakaz zniszczenia świątyń, pośród których jedna wyróżniała się wyjątkową dekoracją. Wyobrażałem sobie mistyczną ceremonię wróżenia z koniem, który, prowadzony boską mocą, omijał groźne włócznie na ziemi, a cała scena wypełniona była zapachem kadzideł i dźwiękami.
Wciąż podążając za śladami św. Ottona, kierowałem się ku Szczecinowi, gdzie epidemia, postrzegana jako boska kara za odstąpienie od nowej wiary, spowodowała powrót mieszkańców do kultu Trzygłowa. Zaniepokojeni ludzie składali ofiary i odradzali pogańskie obrzędy, szukając ukojenia przed gniewem boskim. Jednak kolejna misja Ottona przyniosła ponowne zwycięstwo chrześcijaństwa, a biskup, triumfując nad pogaństwem, wzniósł dwa kościoły, które miały stać się bastionami nowej wiary.
W tej mistycznej podróży po Trzygłowie doświadczyłem nie tylko walki między dwiema wizjami świata, gdzie historia, legenda i wiara splatały się w niezwykły taniec czasu. Odkryłem także ślady późniejszych dziejów, które wplatały się w legendę tego miejsca. Podążając wzdłuż wybrukowanych ulic, obok majestatycznych świątyń i zgliszczy pogańskiego kultu, natrafiłem na neogotycki kościół filialny pw. św. Marii Magdaleny z 1896 r. – pierwotnie staroluterski, z absydą i centralną sterczyną imitującą wieżyczkę. W tym sakralnym miejscu echa dawnych modłów przenikały przez sklepienia, łącząc przeszłość z teraźniejszością w mistycznym dialogu.
Obok sakralnego majestatu kościoła wznosił się pałac neobarokowy, zbudowany na przełomie XIX/XX wieku, zastępując dawny dwór o konstrukcji ryglowej, który istniał już w XVII w. Wniknąłem w głąb historii tego miejsca, odkrywając, jak przebudowy i rozbudowy sprawiły, że ten monumentalny budynek stał się świadkiem przemijających epok.
Zaledwie kilka kroków dalej rozwijał się zespół zabudowy folwarcznej, gdzie budynki gospodarcze i secesyjne oficyny doskonale wkomponowały się w malowniczy pejzaż. Każdy kamień tego kompleksu był jak stronica księgi, przechowujący opowieści o pracy, życiu i zmieniających się trendach architektonicznych.
W dalekim krajobrazie Trzygłowa, poza znanymi świątyniami i monumentalnymi budowlami, ukazało mi się grodzisko słowiańskie, które istniało między X a XII wiekiem. To miejsce oddychało duchem starożytności, a w drugiej połowie XIV wieku przekształciło się w rycerską wieżę na kopcu typu motte. Pomimo upływu czasu, duma tych świadków historii Trzygłowa przetrwała do czasów miasta Gryfice, które w 1445 roku zakupiło to niezwykłe miejsce. Niestety, wieża uległa zniszczeniu w XVI wieku, pozostawiając jedynie echa dawnego blasku.
W ten sposób, wędrując przez przeszłość i teraźniejszość Trzygłowa, z każdym krokiem odkrywałem nowe fascynujące rozdziały tej bogatej historii, gdzie architektura, ludzie i duch czasu splatały się w mistycznym tańcu.
W tej malowniczej wsi, której nazwa zachowuje imię bożka Trygława, zatrzęsło się echem starożytnej historii. Trzygłów, jak żadne inne miejsce w Polsce, nosił w swej nazwie dźwięki Triglaff, Triglaf, Trieglaff, odzwierciedlając w swojej etymologii opowieści o trzech głowach i bogatej mitologii Pomeranii. Czerwona kurtka, która opływała moje ciało, zdawała się wibrować z energią tego miejsca, jakby absorbując historię w każdym swoim włóknie.
W długim biegu dziejów, Trzygłów przeszedł przez różne etapy, podzielony między kilka majątków rycerskich. Jednak to Gotthilf Christian Curt von Mellin przyniósł jedność, scalając dobra przygłowskie. Ślady rodów von Blücher i von Platen splatały się z opowieściami o zakupach, małżeństwach i dziedziczeniu, tworząc niezwykłą mozaikę losów Trzygłowa.
W 1819 roku, w wyniku zawirowań związanych z małżeństwami i dziedziczeniem, majątek przeszedł w ręce rodu von Thadden, a Adolf Ferdinand von Thadden stał się ostatnim właścicielem tych ziem. Jego historia to epopeja rozwoju, zmian w rozmiarach majątku i trudności, które przetrwały do lat 20. XX wieku.
Znowu wehikuł czasu przeniósł mnie do X wieku. W starym Trzygłowie, między kamienno-ceglanymi warowniami a rycerskimi wieżami, ubrany w czerwoną kurtkę puchową, dżinsowe spodnie i buty sportowe Fila, stałem się obcym z odległej przyszłości. Ludzie w średniowiecznych strojach patrzyli na mnie z zaciekawieniem, a mój współczesny strój stał się przedmiotem dziesiątek opowieści. Oto współczesność, ubrana w pierwotność, wchodząc w interakcję z zamierzchłą przeszłością Trzygłowa.
W dźwiękach modłów i szmerze przeszłości wędrowałem przez epoki, a moja czerwona kurtka była jak plama barw w krajobrazie historii Trzygłowa. Podążałem za zmieniającymi się dziejami z determinacją współczesnego podróżnika.
Zamki von Lode, pałace von Mellin, a potem ręce von Rango i von Thadden – każda zmiana właściciela była jak rozdział w tej niezwykłej historii. W miarę jak czas mijał, zanurzałem się w grodzisku słowiańskim, przemierzając pałac neobarokowy i zgłębiając sekrety folwarku.
W kolejnej części mojej podróży, przechodziłem przez zmienne oblicze Trzygłowa, poznając jego role w dziejach Polski. Dookoła mnie świątynie, wieże i ziemie rodu von Thadden rozwijały się jak tajemnicza opowieść. Naciskając na pedał gazu, wehikuł czasu kontynuował swój magiczny taniec. Teraz, w XVI wieku, Trzygłów jawił się przed moimi oczami jako miejsce pełne napięć i zmian W opowieściach o pogańskich rytuałach i zniszczeniu świątyń, Trzygłów tętnił energią przemian. Moja czerwona kurtka stawała się jak płomień wśród tumultu religijnych przemian, gdy chrześcijaństwo przemierzało te ziemie. Z każdym naciśnięciem gazu, puls czasu i historii stawał się odczuwalny, a ja stanowiłem integralną część tego niekończącego się tańca.
Przesuwając się przez XVIII i XIX wiek, ślady różnych rodów i zmieniających się trendów architektonicznych ścierały się pod moimi sportowymi butami. Czerwona kurtka była jak chorągiewka wiatru, niosąca opowieści o każdym zakamarku tej urokliwej wioski.
Za pałacem neobarokowym i secesyjnymi oficynami folwarczymi, pola i neogotycki kościół filialny z 1896 r. jawiły się jako świadkowie przemian. Moja czerwona kurtka dodawała kolorów temu dziełu architektury i historii, śledząc przemiany Trzygłowa.
Wjeżdżając w życie społeczności Trzygłowa w XXI wieku, odkrywałem tajemnice współczesności splatającej się z tradycją. Czerwona kurtka wyróżniała się w krajobrazie, będąc świadkiem historii, która trwała przez kolejne pokolenia.
Naciśnięcia na pulpicie przenosiły mnie jeszcze głębiej w dziedzictwo Trzygłowa. W obliczu monumentalnej rycerskiej wieży na kopcu, zanurzałem się w sekretach minionych lat, z każdym skokiem czasowym odnajdując inspiracje ówczesności.
Kolejny przeskok przeniósł mnie do czasów pogańskich rytuałów, gdzie opór chrystianizacji splatał się z symfonią przemian. Czerwona kurtka, jak melodia w nocnych nutach dziejów, rozświetlała mroki przeszłości. Ta podróż przez epoki pozwalała mi tańczyć między dziejami, a Trzygłów jawił się jako wielowarstwowy utwór, w którym byłem zarówno solistą, jak i uczestnikiem chóru dziejów.
Znużony tą magiczną podróżą, nagle obudziłem się. Wciąż ubrany w czerwoną kurtkę, dżinsy i buty, lecz nie w swoim pokoju ani w swoim czasie. Pomieszczenie bez okien, bez telewizora czy szafy, z sufitu zastąpionego niebem, gdzie dwa księżyce tańczyły w rytmie dźwięków czasu. To surrealistyczne zakończenie podróży przez kręte ścieżki historii.
 
 
 


15.09.2023

Wszystko jest teraz inaczej, niż można by sobie życzyć. Niestety, od mojego ostatniego wpisu minęło sporo czasu, a wydarzyły się smutne rzeczy. Odeszli od nas wujkowie, o których wcześniej pisałem. Ogólnie mówiąc, odszedł mój ojciec chrzestny oraz dwaj bracia mojej ukochanej mamy. 

Od roku nasze życie toczy się w cieniu różnych wyzwań. Jednak mimo tych trudności, w moim sercu płonie iskierka nadziei. To moja ukochana córeczka, która ma już 2,5 roku, jest moim największym skarbem. Jej uśmiech i niewinność dodają mi sił i motywacji każdego dnia.

Kiedy spojrzę w oczy mojej żony, dostrzegam tam miłość i wsparcie, które mnie otaczają. Razem przechodzimy przez te trudne chwile, trzymając się nawzajem. Czuję się błogosławiony, że mam tak wspaniałą rodzinę.

Nasza córeczka właśnie rozpoczęła naukę w żłobku, co jest dla nas ważnym krokiem w jej rozwoju. Jednak koszty opieki żłobkowej są niesamowicie wysokie, co stwarza nam wyzwania finansowe.

Dziękuję Bogu za to, co mamy, za miłość, nadzieję i siłę, które otrzymujemy każdego dnia. To On daje nam motywację do walki i przypomina, że nawet w najtrudniejszych chwilach warto doceniać piękno życia, miłość rodziny oraz wsparcie, które otrzymujemy od innych, aby zapewnić naszej córeczce lepszą przyszłość. 

 

 

 



19.06.2021

Ponad rok minął od mojego ostatniego wpisu, a wiele się wydarzyło zarówno w moim życiu osobistym, jak i na świecie. Teraz jestem mężem i dumny ojciec małej córeczki. Wirus nadal jest obecny gdzieś tam, ale obecnie wydaje się, że jest już pod kontrolą, zgodnie z tym, co mówią politycy. Co prawda, nie mam zamiaru się wypowiadać na ten temat.

03.05.2020

Dawno nie odwiedzałem mojej strony internetowej, ale widzę, że ktoś ją regularnie odwiedza, co cieszy. Ostatnio zmieniłem swoje zajęcia z budowlanki na szycie na maszynie. Dziś wpadł mi do głowy pomysł, żeby projektować stroje kąpielowe dla kobiet. Kto wie, może z czasem zostanę sławnym projektantem mody?

21.04.2020

Od wczoraj można już iść na spacery do lasu, a jakoś wcześniej nie miałem okazji skorzystać z tego przywileju. Być może jutro zabiorę ze sobą aparat fotograficzny i udam się na spotkanie z naturą. Dziś zakupiłem też kilka różnych odmian pomidorów: 6 sztuk flanek, 3 sztuki krakusów i 3 sztuki malinowych. Wczoraj mój samochód niespodziewanie odmówił posłuszeństwa. W Gryficach byłem o 10:40, a o 10:50 nie chciał już odpalić. Kluczyk nie reagował, ale na szczęście udało mi się go uruchomić po pomocy ze strony warsztatu. Teraz jeżdżę z nutą adrenaliny, nigdy nie wiadomo, kiedy znowu się zepsuje. Moje próby nauki szycia na maszynie idą w miarę dobrze.

05.04.2020

Dziś jest piękna pogoda od samego rana. Słońce świeci, a życie nabiera kolorów. Spędziłem godzinę w ogrodzie, leżąc na leżaku i czerpiąc energię ze słońca.

03.04.2020

Nie rozumiem, dlaczego nadal obowiązują ograniczenia dotyczące wizyt w lesie. Sytuacja związana z koronawirusem jest bardzo trudna do ogarnięcia. Cytując premiera Morawieckiego: "W trosce o zdrowie i bezpieczeństwo, w związku ze stanem epidemii, od 3 kwietnia do 11 kwietnia br. włącznie, Lasy Państwowe wprowadzają tymczasowy zakaz wstępu do lasu, a Parki Narodowe pozostają zamknięte."

02.04.2020

W szpitalu w Gryficach pojawiły się przypadki zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2, także wśród personelu medycznego. W związku z tym wyznaczone oddziały pozostają w kwarantannie.

01.04.2020

Chciałbym się podzielić informacją dotyczącą służby zdrowia. W mojej rodzinie, w Szczecinie, jeden z naszych krewnych, po przekroczeniu 70. roku życia, doznał ataku padaczki. Niestety, nie przyjęto go do szpitala, a jedynie dostarczono mu leki. Inna osoba z rodziny miała zaplanowaną operację w Szczecinie na połowę kwietnia, ale ze względu na koronawirusa została odwołana. To naprawdę trudny okres, stomatolodzy także nie przyjmują pacjentów. W Internecie czytam, że lekarze rodzinny zamykają swoje poradnie, rehabilitacja praktycznie nie działa, a niektóre szpitale onkologiczne zawieszają swoją diagnostykę i odwołują wszystkie wizyty pierwszoplanowe. Wydaje się, że niedługo będziemy pozostawieni sami sobie, a Polacy będą umierać w domu nie tylko na koronawirusa, ale także na inne choroby.

30.03.2020

Dziś minął kolejny dzień. Spędziłem go w domu, ponieważ w Trzebiatowie pojawiły się pierwsze przypadki zakażenia wirusem. Zastanawiam się nad małym remontem w okolicy, może to wystarczy jako zabezpieczenie. Rozważam także możliwość mobilnego fotografowania w domu klienta, np. do zdjęć do dowodów osobistych, bo w obecnej sytuacji nikt nie potrzebuje zdjęć do paszportów czy na uczelnię.

29.03.2020

Godzina 23:58, zaraz nadejdzie nowy dzień. Dziś rano obejrzałem mszę świętą przed telewizorem, potem zrobiliśmy własną pizzę w piekarniku, a wieczorem oglądaliśmy film na projektorze. Niestety, tylko przez kilka minut, bo lampa zaczęła się przegrzewać, więc resztę filmu oglądaliśmy na telewizorze, który zastąpił nam kawałek kina w domu.

28.03.2020

Godzina 22:34. Dziś musiałem zmienić swoje plany związane z podróżą do Mrzeżyna z powodu obaw związanych z koronawirusem. Sytuacja jest trudna...

27.03.2020

Godzina 21:58. Dziś oglądam Benefis Zenka na TVP2HD, wspominam czasy, kiedy wszyscy dobrze się bawiliśmy, tańcząc i śmiejąc się razem. Czy te czasy wrócą? W sklepie Netto w Trzebiatowie kasjerka nosi maskę na twarzy, a w stacji Orlen jest plexi oddzielające klientów od sprzedawcy. Sytuacja robi się coraz bardziej stresująca. Dziś byłem w banku w Gryficach, wziąłem gotówkę z lokaty. Zapakowałem banknoty w foliową torbę, aby ich nie dotykać, a potem zapłaciłem nimi za paliwo, unikając bezpośredniego kontaktu z rękami. Od rana nosiłem maseczkę i gumowe rękawiczki w kieszeni kurtki, ale nie miałem odwagi ich użyć.

26.03.2020

Godzina 07:42, śniadanie - cebulka podsmażona na miękko, 2 jaja i trochę soli dla smaku. Do tego świeży chlebek na zakwasie, który piecze moja kochana od dwóch tygodni. Nie zapomniałem o kawie, oczywiście zawsze jest kawa z rana. Może dzisiaj pomaluję balkon. Ostatnio trudno jest załatwić sprawy w urzędach, a usługi takie jak fryzjer czy dentysta są praktycznie niedostępne. Nawet do specjalistów jest teraz trudno się dostać, czekałem 6 miesięcy na wizytę, ale niestety została odwołana.

25.03.2020

Godzina 21:25. Cały dzień śledzę informacje o koronawirusie na TVP. Dzisiaj byłem zaniepokojony przez te złe wieści, które sprawiły, że ból brzucha stał się moim towarzyszem. Postanowiłem więc coś pożytecznego zrobić i pomalowałem kuchnię. Cały miesiąc zajmowałem się pracami remontowymi w domu - malowaniem, tapetowaniem, montażem szafy przesuwnej i zabudową z płyt gipsowo-kartonowych, żeby w przyszłości zamontować "ledy". Miesiąc marzec mija szybko, ale niestety w tym miesiącu nie zarobiłem nic, zaledwie 250 zł. Może jeszcze uda mi się coś zarobić? Do zobaczenia!

24.03.2020

Piszę ten wpis, aby zapisać na przyszłość, jak wyglądał dzisiejszy dzień. Premier ogłosił, że od jutra nie powinniśmy opuszczać swoich domów bez potrzeby. W Polsce koronawirus zbiera swoje żniwo, liczba zakażeń już przekroczyła 9 tysięcy. Żyjemy w naprawdę nietypowych czasach, tak jak wszyscy, którzy czytają ten tekst. Czy to przekleństwo, czy może wyjątkowa okazja do refleksji? Od marca tego roku wiele się zmieniło. Ostatnie wydarzenia to tylko część tego, co się wydarzyło... Więcej opowieści wkrótce.

Witajcie! Zawsze marzyłem o tym, aby zrobić coś dla siebie i innych. Wreszcie nadeszła okazja, by to zrobić. (Aktualizacja na dzień 3 lipca 2017 roku). Przez całe moje życie zajmowałem się fotografią, przynajmniej od 14 roku życia, czyli od 1990 roku. Nadal marzę o własnym studiu fotograficznym. Mówią, że marzenia się spełniają, więc szukam sponsora. Aby spełnić marzenia, potrzebna jest wiedza, doświadczenie, czas, pieniądze i dobre kontakty. Zapomniałem tylko o jednej rzeczy - sprzęcie fotograficznym. W przeszłości robiłem zdjęcia aparatem na kliszę, później radzieckim aparatem fotograficznym Smiena i Zenitem, a potem aparatem wbudowanym w telefonie komórkowym. W 2014 roku wreszcie stać mnie było na zakup lustrzanki Nikona D3300. Potem, po trzech latach użytkowania, przyszedł czas na coś lepszego, więc wybrałem Nikona D7100, który ma tyle funkcji, że pewnie zajmie mi rok, zanim wszystkie je opanuję. Dziękuję, że zajrzałeś na moją stronę. Jeśli kiedyś otworzę studio fotograficzne, to zapraszam wszystkich na bezpłatną imprezę integracyjną z grupowym zdjęciem. Pozdrawiam i życzę miłego czasu spędzonego na mojej stronie.


Wszystkie zdjęcia i teksty znajdujące się na stronie i podstronach związanych z domeną główną - a wygenerowanych obecnie lub w przyszłości - są moją własnością lub osób które je dostarczyły i z mocy prawa ("ex lege") są chronione przez prawo autorskie. Strona www.trzebiatow-gryfice-okolice.pl.tl powstała na bezpłatnym serwisie www.stronygratis.pl (domena i serwer nie są płatne - dostajemy darmową subdomenę z końcówką - pl.tl .) Zostało mi już tylko 350 MB wolnej przestrzeni, stronę prowadzę od 15 września 2014 r. Odwiedziło ją już 52975 osób (2017-07-01). Strona bez sponsora 798409113
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja